Ludzie zaczynają inwestycyjną karierę w jednym celu – żeby się wzbogacić. Każdy chce być drugim Warrenem Buffettem czy Georgem Sorosem. I nie ma się co dziwić. W zeszłym roku, który ze względu na problemy zadłużeniowe w strefie euro nie był zbyt łaskawy dla giełdowych parkietów, indeks WIG wzrósł o 26 proc., a najlepsze spółki dały zarobić grubo ponad 100 proc. W porównaniu ze średnim oprocentowaniem lokat rzędu 4–6 proc., które dają zysk pozbawiony ryzyka, warszawska giełda jest jak „kura, która znosi złote jaja". Bo skoro w kiepskim 2012 r. giełda dawała średnio dwucyfrowe stopy zwrotu, to co będzie, kiedy przyjedzie hossa?
www.parkiet.com/szkolagieldowa
pomagamy inwestorom zarobić pierwszy milion
Takie statystyki rozpalają do czerwoności inwestorską wyobraźnię i sprawiają, że gracze tłumnie suną na parkiet. Okazuje się jednak, że zarobek wcale nie przychodzi tak łatwo, jak wskazują przytoczone liczby. Z przeprowadzonej na portalu parkiet.com ankiety wynika, że ubiegły rok tylko 31 proc. inwestorów zakończyło na plusie. Aż 56 proc. poniosło stratę, a pozostali wstrzymali się od inwestycji. Skąd taka rozbieżność między wynikami graczy i rynku? Zenon Komar, autor książki „Sztuka spekulacji", pisał, że ludzie przegrywają, bo nie planują przegrywać. I chyba właśnie umiejętność ponoszenia strat, a właściwie jej brak, jest główną przyczyną tak dużego odsetka przegranych.
Przyznaj sobie prawo do błędu
Każda możliwość dużego zysku wiąże się z równie dużym ryzykiem straty. Jeśli inwestorzy podchodzą do giełdy z wygórowanymi oczekiwaniami, ale bez świadomości tego ryzyka, to trudno będzie im przetrwać na tym rynku. Każdy, kto chce się wzbogacić kupując akcje, musi być przygotowany na to, że czasem będzie tracił. Niekiedy straty te będą bardzo dotkliwe i oprócz czysto materialnych konsekwencji, będą też niekorzystnie odbijać się na kondycji psychicznej. Bo strata oznacza, że podjęliśmy błędną decyzję, a przyznanie się do tego przed samym sobą nie jest rzeczą prostą.