Zyskaj pełen dostęp do analiz, raportów i komentarzy na Parkiet.com
Ponadprzeciętna efektywność mierzona wskaźnikiem ROE idzie w parze z rosnącymi kursami akcji. W latach 2010–2014, a więc w okresie zarówno rynkowej hossy, jak i słabszej koniunktury portfel złożony ze spółek wyróżniających się wysokim poziomem ROE radził sobie zdecydowanie lepiej od wskaźnika szerokiego rynku WIG. Łączny uśredniony zysk testowanego portfela w latach 2010–2014 wyniósł 165 proc. Dla porównania WIG w tym czasie zyskał jedynie 28,4 proc. Taki wynik nie powinien specjalnie dziwić. Za bardzo atrakcyjne z punktu widzenia akcjonariuszy uznaje się wartości ROE rzędu 20–30 proc. lub wyższe. Tak wysokim wskaźnikiem mogą się pochwalić jedynie szybko rozwijające się firmy. To sygnał dla rynku, że spółka potrafi efektywnie zarządzać kapitałem powierzonym przez akcjonariuszy. Obecnie na warszawskim parkiecie można znaleźć jedynie kilkanaście takich firm. Spółki te często znajdują się w czołówce najwyżej wycenianych na warszawskim parkiecie, biorąc pod uwagę wskaźniki wyceny rynkowej, takie jak C/WK czy C/Z.
W kolejnym odcinku w kręgu naszych zainteresowań znalazł się popularny wśród inwestorów wskaźnik ROE będący jedną z najważniejszych miar kondycji fundamentalnej spółki. Wskaźnik ten ( z ang. ROE – return on equity – co oznacza zwrot na kapitale własnym) oblicza się, dzieląc zysk netto wypracowany przez spółkę (zazwyczaj w okresie jednego roku obrachunkowego lub też kolejnych czterech kwartałów) przez kapitały własne (zwykle przyjmuje się ich średnią wartość z końca i początku badanego okresu). Obydwie pozycje bierze się wprost ze sprawozdań finansowych spółek – rachunku zysków i strat oraz bilansu.
Zyskaj pełen dostęp do analiz, raportów i komentarzy na Parkiet.com
Na rynkach napięcie rośnie wraz z coraz bliższym terminem wejścia w życie ceł na unijne towary.
Nasz rynek może jeszcze sprawić niespodziankę i WIG może znaleźć się na nowych szczytach wszech czasów. Ale trzeba pamiętać o czynnikach ryzyka – mówi Sebastian Buczek, prezes Quercus TFI.
Badanie przeprowadzone wśród 10 000 inwestorów z 12 krajów wykazało, że aż 75 proc. polskich inwestorów wykorzystuje spadki rynkowe do zakupów („buy the dip”). To o 9 pkt proc. więcej niż średnia globalna.
W środku roku krajowe indeksy notują około 35-proc. wzrosty, liderując europejskim parkietom. Amerykański rynek bardzo szybko podniósł się po wiosennym załamaniu, ale jego tegoroczne wyniki wciąż są skromne. Karta może się odwrócić w II połowie roku.
Na koniec tygodnia główne indeksy warszawskiej giełdy z hukiem wybiły się na nowe szczyty, wprawiając w osłupienie analityków i zarządzających. Zagranica wciąż kupuje polskie akcje.
Jeśli dolar powróci do spadków, to poziom 3 tys. pkt na WIG20 byłby w zasięgu – mówi Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu analiz i doradztwa Noble Securities.