Coraz więcej osób rozumie, że o przyszłość trzeba zadbać samemu, ale należy robić to z głową, bo z danych historycznych wynika, że z opłacalnością inwestycji bywa różnie.
Bierna postawa tych, którzy ulokowali swoje oszczędności 10 lat temu, nie przyniosła dobrych efektów. Wprawdzie na oko cieszy ponad 43-proc. zysk z lokat rocznych, które przynajmniej do 2012 r. przynosiły przyzwoite odsetki, ale tylko na oko. Niestety, część tego zysku zjadł 19-proc. podatek od zysków kapitałowych, a drugą część inflacja, która w tym czasie wyniosła 20,5 proc.
Obligacje lepsze od lokat
Znacznie zyskowniejsze było systematyczne oszczędzanie poprzez zakup dwuletnich obligacji skarbowych (są dostępne w PKO BP), choć i te w ostatnich latach nie kuszą atrakcyjnym oprocentowaniem.
Nieźle wypadają też w porównaniach 10-letnie obligacje emerytalne. Nazwa ich jest mało szczęśliwa, bo zniechęca młodych (choć niesłusznie). Ale ci, którzy je kupili dziesięć lat temu, zarobili prawie 62 proc. Nie jest to wprawdzie tyle, ile można było zyskać przy pierwszej emisji, kiedy zysk wyniósł ponad 84 proc., ale mimo to inwestycję tę, zwłaszcza na tle innych w miarę bezpiecznych, można uznać za bardzo sensową.
Trudniejszy był wybór funduszu papierów dłużnych. Najwięcej zarobić mógł tylko ten, kto miał szczęście lub postawił na dywersyfikację, która zawsze zwiększa bezpieczeństwo.