Narzędzia elektroniczne są coraz częściej wykorzystywane przy sprzedaży funduszy, ale nie zastąpią całkowicie wiedzy i doświadczenia ludzi.
Sytuacja funduszy jest teraz nie do pozazdroszczenia. Teoretycznie ludzie powinni się nimi interesować, skoro na większości lokat bankowych ponoszą realne straty. Tymczasem wycofują pieniądze, zwłaszcza z funduszy mających w portfelach akcje. Do inwestycji zniechęca niedostatek dobrych wieści z giełdy. Jak wynika z popularnej anegdotki, akcje i fundusze akcji zyskują na popularności głównie wtedy, gdy nawet rozmowy w taksówce dotyczą rekordów na warszawskim parkiecie.
Do tych od dawna znanych problemów doszły nowe. Trwa wielkie zamieszanie związane z dyrektywą MiFID II i wprowadzeniem przy okazji nowych wytycznych dotyczących rozliczeń między TFI a dystrybutorami jednostek uczestnictwa funduszy.
Bez opłaty za zarządzanie
Przypomnijmy, że instytucja sprzedająca fundusze (np. bank) nadal ma prawo pobrać jednorazową opłatę dystrybucyjną, ale do niedawna otrzymywała także część – zwykle ponad połowę – opłaty za zarządzanie liczonej jako procent od aktywów funduszu (jest wliczana w cenę jednostek). Taki sposób wynagradzania dystrybutorów został zakwestionowany przez KNF.
Zgodnie ze stanowiskiem Komisji, opublikowanym w grudniu 2018 r., towarzystwa mogą zwracać dystrybutorom jedynie koszty związane z „podniesieniem jakości obsługi klienta". Chodzi o takie czynności jak rekomendacje dla konkretnych instrumentów finansowych, narzędzia do budowania portfeli inwestycyjnych, aplikacje doradcze.