Chciałbym zacząć od tego, co dzieje się z WIG20. W piątek rano spadał nawet do 1735 pkt, a wiec znalazł się najniżej od 4 lat. Mijający tydzień jest jednym z najgorszych od pierwszej połowy lat 90-tych. Liczby sugerują, że mamy do czynienia z bardzo poważną sytuacją. A jak pan sądzi?
Nie spodziewałem się, że spadki przybiorą aż tak dużą skalę. Najpierw luka bessy w poniedziałek, potem nieudane odbicie w środę i w końcu zniżka z końca tygodnia w reakcji na wyprzedaż na Wall Street. Kurs WIG20 wybił się z 1,5 rocznej konsolidacji co wraz z czarnymi korpusami dziennych świec stanowi bardzo złowieszczy układ. Na rynkach panuje strach, który w takim rozmiarze zdarza się raz na 20 lat. Na naszych oczach piszę się historia.
Niektórzy analitycy, np. z DI Xelion, sugerują, że tak jak wcześniej rynki reagowały słabo na COVID-19, tak teraz przereagowały. Czy pan się pod tym podpisuje?
Nie do końca. W styczniu doszło do lekkiego spadku i inwestorzy myśleli, że ryzyko zostało już w cenach uwzględnione. Gdy pojawiły się informacje o nowych ogniskach wirusa, okazało się, że to była tylko fala początkowa i to się składa w pewien scenariusz. Otóż teraz faktycznie mamy do czynienia z klasyczną falą paniki. Doświadczenie podpowiada, że niebawem powinna pojawić się fala korygująca B. Tak naprawdę styl odreagowania pokaże realną siłę rynku. Jeśli będzie to pułapka, co często przy falach B się zdarza, to później czeka nas fala C, która jest tą fazą rozczarowania. To bardzo pesymistyczna prognoza, ale w obecnej sytuacji zasadne jest ją uwzględniać.