Kurs ethereum sięgnął 635 USD, a więc znalazł się najwyżej od wiosny 2018 r. Z kolei cena XRP w porywach sięgnęła 0,84 USD, co oznacza, że od marcowego dołka oddaliła się o 632 proc. W czwartkowe popołudnie kapitalizacja całego rynku wynosiła 580 mld USD, a więc prawie cztery razy więcej niż dziewięć miesięcy temu. Rynek jest mocno rozgrzany, co powoduje podwyższoną wrażliwość na medialne informacje i analogiczną zmienność notowań.
Umiarkowana moda
Choć rynek kryptowalut to blisko 4000 cyfrowych monet i tokenów, to cała uwaga skupia się przede wszystkim na bitcoinie. Gdy jego cena ustanawiała we wtorek historyczne maksimum, o tym fakcie informował na głównej stronie nawet Onet.pl. Jak pokazują jednak dane „Google Trends" globalne zainteresowanie frazą „bitcoin" wprawdzie wzrosło, ale nie tak mocno jak w szczycie bańki z 2017 r. Otóż pod koniec listopada częstotliwość wyszukiwań była na najwyższym poziomie od czerwca 2019 r., co oznacza, że stanowiła jedną czwartą tego, z czym mieliśmy do czynienia podczas wspomnianej bańki. Można stąd wysnuć wniosek, że „ulica" jeszcze do gry nie weszła, choć jeśli więcej portali pójdzie śladami Onetu, to kto wie, czy lada moment to nie nastąpi.
Wart uwagi jest fakt, że największe zainteresowanie bitcoinem jest w takich krajach jak: Nigeria, RPA, Ghana, Austria i Holandia. Gospodarcze tuzy, jak Stany Zjednoczone i Niemcy, są dopiero na miejscach, odpowiednio, 15. i 12. A skoro najbogatsi jeszcze się za bitcoinem nie rozglądają, to być może 19 900 USD nie jest sufitem? To pytanie zadaje sobie ostatnio wielu inwestorów.
Psychologiczny poziom
W ostatnich tygodniach cena bitcoina dwa razy podeszła pod okrągły poziom 20 000 USD. Pierwsza próba z końca listopada skończyła się dwusesyjną korektą, która obniżyła wycenę do 16 274 USD. Wystarczyło więc 48 godzin, by wartość kryptowaluty stopniała o 16,5 proc. Kto gra na rynkach finansowych, ten wie, że okrągłe poziomy rządzą się swoimi prawami i działają na inwestorską wyobraźnię. Nie wszyscy wierzą w ich przebicie, więc realizacja przynajmniej części zysków na takich pułapach jest nierzadko spotykana. Zwłaszcza gdy pojawi się do tego odpowiedni pretekst. A w przypadku bitcoina pojawił się. „Financial Times" poinformował kilka dni temu, że już w styczniu 2021 r. zacznie funkcjonować zapowiadana od dłuższego czasu cyfrowa waluta Facebooka – Libra. Niektórzy uważają, że projekt ten tylko spopularyzuje kryptowaluty, ale inni są zdania, że to realna konkurencja dla bitcoina. Ostatnio przeważyła ta druga narracja, a przynajmniej to ona wpisuje się w zachowanie notowań.
Istotne jest to, że cena bitcoina szybko wróciła do zwyżek i we wtorek znów podeszła pod 20 000 USD. Środowa korekta była płytsza i zatrzymała się na 18 225 USD, a w czwartkowe popołudnie kurs oscylował przy 19 300 USD. W szybkie odbicie wpisały się kolejne medialne doniesienia. Otóż Reuters w jednym z nagłówków zwrócił uwagę, że długoterminowy dołek indeksu dolara spowodowany oczekiwaniami na stymulus fiskalny, zbiegł się w czase z ATH bitcoina. To swoista woda na młyn fanów kryptowalut, którzy od lat zapowiadają, że waluty fiducjarne zostaną zniszczone przez swoich emitentów, a ich miejsce zastąpią te oparte na kryptografii i rozproszonych rejestrach. Trudno powiedzieć, czy bitcoin zastąpi dolara, ale istotne jest to, o czym już w tym miejscu nieraz wspominałem – kryptowaluty są przez branżowe media i środowisko analityczne traktowane coraz bardziej serio. Zmianę nastawienia widać też na gruncie politycznym. W czwartek premier Rosji Mikhail Mishustin zapowiedział uregulowanie rynku cyfrowych aktywów, które docelowo mają być traktowane jak własność. Jego zdaniem to ucywilizuje cały rynek, a jego uczestników ochroni przed oszustwami. A przecież jeszcze kilka lat temu regulacja kryptowalut oznaczała zakaz... To wszystko, w szerszym ujęciu czasowym, powinno sprzyjać popularyzacji cyfrowych aktywów, a co za tym idzie, włączaniu ich do inwestorskiego portfolio. Ten proces zresztą już jest widoczny.