Sygnalizowałem w styczniowym „Parkiecie", że w tym roku nastąpią istotne jakościowe zmiany w handlu sztuką i antykami. W przygotowywanej nowej ustawie o ochronie zabytków mają się znaleźć zapisy regulujące rynek. Odbyły się konsultacje w tej sprawie między środowiskiem antykwariuszy a prawodawcą.
Z codziennych rozmów z antykwariuszami wiem, że najważniejsza dla nich jest kwestia unormowania zawodu eksperta, który decyduje o autentyczności towaru na rynku sztuki. Od 1989 roku ekspertyzy autentyczności wydają często przypadkowe osoby. Działają nieoficjalnie, nierzadko poza wiedzą fiskusa, z zasady nie mają ubezpieczenia OC.
Ocena na oko
Przypadkowe osoby decydują o milionowym majątku klientów rynku. Zwykle są to historycy sztuki. W praktyce stosują nieskuteczną, skompromitowaną metodę oceny na oko. Mianowicie omiatają wzrokiem oceniany obraz. Sprawdzają, czy jego stylistyka zgodna jest ze stylistyką znanych autentyków danego malarza.
Ta metoda jest metodologicznym absurdem. Bowiem fałszerzowi zależy na tym, aby nadać podróbce ten sam wyraz, jaki mają oryginały podrabianego malarza.
Fachowa ocena historyka sztuki spełniać powinna precyzyjnie zdefiniowane warunki. Moim zdaniem historyk sztuki ekspertyzę powinien wystawiać obowiązkowo wspólnie z konserwatorem malarstwa. Konserwator zna technologię, może zbadać np. podłoże. Możliwe są też badania fizykochemiczne. Są tanie, można je wykonać np. w Zakładzie Konserwacji i Restauracji Sztuki Nowoczesnej na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika.