Czerwiec przyniósł ceny wyższe w ujęciu rocznym o 16,6 proc., dane z pierwszych dni lipca pokazują już ceny zamówień w dostawie wyższe o 17,9 proc. – wynika z danych zebranych specjalnie dla „Parkietu” przez firmę Stava, operatora systemów dostaw posiłków dla gastronomii.
Biorąc pod uwagę, że branża wciąż odrabia straty związane z pandemią i wielomiesięcznymi ograniczeniami dla sektora, wzrost cen jest ostatnią rzeczą, z którą konsumenci chcą mieć do czynienia. Nie ma jednak innego rozwiązania, biorąc pod uwagę wzrost cen surowców, energii oraz paliw.
– Wzrost cen w gastronomii odzwierciedla ogólny poziom inflacji konsumenckiej. Na razie nie obserwujemy żadnych zmian w zachowaniach konsumentów, które można by było przypisać inflacji, chociaż bierzemy pod uwagę możliwość przejściowego spowolnienia rozwoju rynku – mówi Paweł Aksamit, prezes Stava. – Mamy jednak ogromną przestrzeń do zwiększania udziału w rynku, przejmując restauracje, które dzisiaj zatrudniają swoich kurierów; to wciąż 80–90 proc. rynku dowozów – dodaje.
Czytaj więcej
Sektor gastronomiczny może znaleźć się pod dużą presją, wielu Polaków musi ograniczać wydatki w związku z szalejącym wzrostem cen. To wyzwanie także dla dostawców alkoholi. Na wygranej pozycji stoją fast foody.
Branża widzi ryzyka i stara się z nimi walczyć, a firmy już skupiają się na rosnących cenach. – Kontrola kosztów surowca jest podstawą zarządzania i pojedynczą restauracją, i całą siecią. Jest to możliwe przy odpowiednich narzędziach IT, u nas dzięki systemowi zarządzania sprzedażą food cost jest wyliczany codziennie – mówi Mateusz Cacek, wiceprezes Sfinks Polska. – Bieżące śledzenie kosztów pozwala zaś na reagowanie tak, aby minimalizować wpływ inflacji na ceny w menu i wprowadzać zmiany w karcie, które pozwolą utrzymać rentowność na oczekiwanym poziomie – dodaje.