Powodem ogłoszonej do 10 listopada przerwy w walnym zgromadzeniu Bytomia były rozbieżności dotyczące strategii przedsiębiorstwa. „Parkiet” dowiedział się, że akcjonariusze związani z poprzednim zarządem, reprezentujący około 20 proc. kapitału spółki, są nadal zwolennikami rozwijania Bytomia jako firmy produkcyjno-handlowej. Taki kierunek kreślił poprzedni prezes Tomasz Sarapata (sam ma ponad 5 proc. akcji).

Tymczasem nowy zarząd pod kierownictwem Michała Wójcika, powołany pod koniec lipca, dzięki poparciu funduszy zarządzanych przez TFI Investors (mają ponad 33 proc. akcji) chce koncentrować się wyłącznie na handlu, czyli m.in. na tworzeniu kolekcji odzieży męskiej i rozbudowie firmowej sieci sklepów. Zakład produkcyjny w Tarnowskich Górach ma zostać przekształcony w spółkę zależną i świadczyć usługi dla Bytomia, starając się też o inne zlecenia.

– Zmiana zdania przez akcjonariuszy związanych z poprzednim zarządem jest dla mnie dużym zaskoczeniem. To zwrot o 180 stopni. Przed zgromadzeniem odbyliśmy z nimi wiele rozmów, prezentując naszą strategię, i nie mieliśmy z ich strony żadnych sygnałów co do braku akceptacji. Teraz potrzebujemy dodatkowego czasu na negocjacje – podkreśla Wójcik. W grę może wchodzić także sprzedaż akcji przez akcjonariuszy związanych z poprzednim zarządem. – Zasugerowali, że mogą się pozbyć części walorów. Rozważamy znalezienie na rynku chętnych do ich odkupienia – mówi Wójcik.

Celem NWZA jest zatwierdzenie emisji akcji o wartości 20 mln zł z wyłączeniem prawa poboru (za uchwałą potrzeba 4/5 głosów). Ma je objąć Jan Pilch, jeden z założycieli Artmana (został przejęty przez LPP). – Po wznowieniu obrad musimy podjąć decyzje. Nie mamy już czasu – twierdzi szef Bytomia. Podkreśla, że do momentu zatwierdzenia dokapitalizowania spółki jej sytuacja jest patowa. – W zakresie finansowania mamy zawarte porozumienia z bankiem i partnerami handlowymi, ale są one uzależnione właśnie od zgody na podwyższenie kapitału. Obecna sytuacja zwiększa zatem ryzyko utraty płynności – dodaje.