Wiosną winnice z okolic Bordeaux otwierają swoje podwoje, aby zaprezentować trunki z winogron zebranych w poprzednim roku. Degustacje to doskonała okazja, aby dowiedzieć się, jak udany jest rocznik. Jeżeli czołowi krytycy wina, wśród nich Robert Parker, James Suckling czy Jancis Robinson, dadzą mu wysokie oceny, wiadomo, że wina rozejdą się na pniu i to po cenach sięgających setek euro za butelkę. W tym roku mogą już zacząć świętować. Guru świata win zgodnie przyznali, że rocznik 2010 jest wybitny.
Informacja ta ucieszyła nie tylko miłośników luksusowego wina – wśród których w ostatnich latach przybywa bogacących się Chińczyków – ale także tych, którzy w gronowych trunkach z Bordeaux widzą źródło dużych zysków. Ci pierwsi kupują luksusowe wina, aby zapełniać swoje prywatne piwniczki. Drudzy nie muszą ich nawet lubić. Wystarczy, że zaufają brokerowi.
– W przypadku wine bankingu wino nie spotyka się ze swoim właścicielem. Leżakuje natomiast w magazynach o specjalnych warunkach hydrotermicznych. Nikt nie zaryzykuje bowiem przechowywania tak drogich win w domu – wyjaśnia Anna Smolec, dziennikarz winiarski i sędzia konkursów enologicznych.
[srodtytul] W ślady Anglików i Chińczyków[/srodtytul]
[b]Historia wine bankingu[/b] zaczęła się w końcu lat 80. XX wieku. Źródło zysków dostrzegli w winach Brytyjczycy, którzy alkohole z Bordeaux sprowadzają i piją w dużych ilościach od kilkuset lat. Na Wielką Brytanię przypada 25 proc. światowych zapasów win wysokiej jakości, głównie?z okolic Bordeaux, które kupują m.in. koneserzy, luksusowe hotele oraz inwestorzy chcący wyłącznie na nich zarobić, wycenianych na 12 –17 mld USD. Od 2006 roku ustawodawstwo brytyjskie traktuje wina inwestycyjne jako jeden z aktywów dopuszczalnych jako potencjalny składnik portfela SIPP, czyli odpowiednika polskiego indywidualnego konta emerytalnego.