Na razie pracujemy nad odzyskaniem rentowności – mówi Tomasz Konewka, prezes Wilbo.

By uzdrowić spółkę, Wilbo sprzedaje zależny Proryb szwajcarskiej firmie Insel Holding za 14,2 tys. zł. Odzyska też 5,2 mln zł pożyczek, jakie udzielił Prorybowi. – Nie byliśmy w stanie wypracować w Prorybie wyników, dzięki którym udałoby się udźwignąć obecne zadłużenie. W czerwcu wynosiło ono 13,6 mln zł – wyjaśnia Konewka. Przyznaje, że spółkę sprzedano ze znaczną stratą. Wilbo zapłaciło za nią w lutym ub.r. ponad 5 mln zł, a w księgach wyceniono ją na 7,2 mln zł. W ramach restrukturyzacji do końca roku spółka zwolni też ok. 15 proc. załogi. Pozostali pracownicy przez dwa lata nie dostaną podwyżek. By zapewnić sobie pieniądze na bieżącą działalność, Wilbo rozważa sprzedaż części nieruchomości w Gdyni i wyemituje obligacje za 12 mln zł.

Te działania mają doprowadzić do poprawy wyników w perspektywie półtora roku. – Chcielibyśmy, by przychody w 2011 r. były na poziomie jednostkowych obrotów z 2010 r. (ok. 162 mln zł – red.). Liczymy też na zmniejszenie straty wobec 2010 r. (14,8 mln zł – red.). W 2012 r. planujemy osiągnąć 10–12-proc. wzrost obrotów i wyjść przynajmniej na na zero, jeśli chodzi o wynik netto – dodaje Konewka.

Ale w I półroczu br. skonsolidowane przychody Wilbo spadły o prawie 4 proc., do 81,6 mln zł, strata operacyjna powiększyła się z 81 tys. zł do 10,75 mln zł, a netto z 717 tys. zł do prawie 12,3 mln zł. Na tak wysoką stratę wpływ miały rezerwy w kwocie bliskiej 4,4 mln zł m.in. na restrukturyzację i odpisy aktualizujące. Spółka osiągała też niższe marże z powodu wzrostu cen surowców.