Po dobrym I kwartale deklarował pan, że zarząd Inter Carsu może wypłacić do 20 proc. zysku z ub.r. Akcjonariusze liczyli więc, że do podziału trafi maksymalnie ok. 20 mln zł. Tymczasem ustalona przez was niedawno polityka dywidendowa zakłada dzielenie się zarobkiem tylko w latach, gdy przekroczy on 100 mln zł. Skąd ta zmiana?
Obserwowane przez ostatnie dwa miesiące schłodzenie rynku wpłynęło na lekką modyfikację wcześniejszych założeń. W sytuacji, kiedy wszystkie spółki muszą wykazywać większą dbałość o koszty, rosną stopy procentowe, niepewna jest sytuacja na światowych rynkach finansowych, konieczne wydaje się pozostawienie gotówki w firmie. Jednocześnie chcemy być spółką dzielącą się zyskami. Dlatego, jeśli rok będzie dobry, tj. nasz zarobek przekroczy 100 mln zł, będziemy wypłacać nadwyżkę, ale nie więcej niż 20 proc.
Początek II kwartału nie był dla was łaskawy. Czy w tej sytuacji postawiony cel, czyli 3 mld zł przychodów, jest realny?
Na to liczę. Nadal chcemy rosnąć szybciej niż rynek. Pierwszy kwartał zakończył się nieźle. I choć kwiecień był już gorszy niż okres od stycznia do marca, to już w maju poziom naszego optymizmu trochę się zwiększył. W tym miesiącu zauważamy większy wzrost sprzedaży niż w czterech poprzednich miesiącach. Stąd wniosek, że klienci tylko na pewien czas odłożyli wydatki na samochód.
Mam nadzieję, że ten popyt będzie się utrzymywał w kolejnych miesiącach. Trudno bowiem całkowicie zrezygnować z robienia przeglądu samochodu i wymiany części, jeśli ktoś jest codziennym użytkownikiem auta.