Zatrudniamy 23 tys. Polaków oraz 2 tys. pracowników z Ukrainy, którzy w całej branży handlowej stanowią ważny element stabilizujący zatrudnienie w wielu miejscach. W wielu miejscach mamy braki we frekwencji, około 20 proc. bądź nieco więcej. Operujemy w 12 wielkich centrach dystrybucyjnych, w 180 Cash&Carry, współpracujemy z 87 tys. sklepów niezależnych, więc nie jestem w stanie objąć tego wielką statystyką. Wiem, że są takie miejsca w Polsce, gdzie z powodów braków kadrowych musieliśmy skrócić godziny otwarcia sklepów, by wypełnić przepisy kodeksu pracy. Co do pracowników z Ukrainy, zgodnie z propozycją rządu będzie możliwość przedłużania możliwości ich pobytu w Polsce, a duża ich część jest tym zainteresowana. To ważne, wszyscy przyzwyczailiśmy się już nie tylko do języka polskiego w sklepach. Jest trochę problemów z cenami, co też zauważył urząd antymonopolowy. Dostrzegamy, że część producentów wycofuje też promocje, które były wcześniej z nimi ustalone, a więc cena dla konsumenta się podnosi. Są też bardziej specyficzne przypadki, jak np. drób. Rzeczywiście, drób w Polsce zdrożał. Nie wiem, czy to jest problem podaży, czy wykorzystanie szansy na podniesienie ceny.
Grupa Eurocash współpracuje z tysiącami przedsiębiorców, którzy prowadzą sklepy. Na jaką oni liczą pomoc od rządu?
Mamy zespoły kryzysowe w różnych miejscach, gdzie słuchamy głosów klientów. Obaw jest kilka. Są to mali i średni przedsiębiorcy, a nie wielkie korporacje mające dużo łatwiejszy dostęp do kredytów. Z ich punktu widzenia troska jest o to, by zarobić na pensje swoich pracowników. Jeśli popyt miałby hamować przy ujemnym kapitale obrotowym, to będzie to kłopot dla mniejszych przedsiębiorców. Druga kwestia, która jeszcze nie została zapisana w szczegółach, to ubezpieczenia należności. My, jako duży podmiot, mamy należności od sektora handlowego na około 1 mld zł. Jesteśmy dużą maszyną, która pomaga to ryzyko kredytowe w gospodarce rozłożyć. Nie jesteśmy jednak w stanie przyjąć na nasz bilans 2–3 mld zł. Dyskusja o tym, by sektor handlu i małych przedsiębiorstw był objęty również KUKE, byłaby kluczowa dla zachowania płynności. Widziałbym głównie problem w tym, jak utrzymać gotówkę w systemie, niż czy biznes jest bardziej rentowny czy mniej. Nasi klienci pewnie myślą podobnie.
Czego spodziewacie się po tegorocznych wynikach?
Musimy podzielić czas na ten przed marcem i po marcu. Wcześniej odpowiedziałbym, że nie zmienił się trend w stosunku do IV kwartału 2019 r. Wciąż widzimy dobrą sprzedaż hurtową oraz dobrą sprzedaż porównywalną w detalu, gdzie panuje stabilizacja związana z działalnością integracyjną. Nic nadzwyczajnego w wynikach nie nastąpiło. Obserwowaliśmy inflację, która również była potwierdzona przez wskaźniki GUS-u. To, co dzieje się teraz, trudno zweryfikować. Mogę sobie wyobrazić, że ten wzrost sprzedaży przypomina to, co dzieje się przed świętami. Dla nas, jako dystrybutorów żywności czy sklepów detalicznych, nie ma większego znaczenia. Może się więc okazać, że pierwszy kwartał będzie lepszy od drugiego. Na drugiej szali są wyższe wynagrodzenia dla tych, którzy teraz pracują. To oczywiście typowe także dla naszych konkurentów. Biorąc to wszystko pod uwagę, sądzę, że będzie to bardzo rozedrgany kwartał – ani zbyt optymistyczny, ani pesymistyczny. Co do grupy to pierwszy kwartał zwykle odpowiada za 15–17 proc. rocznych obrotów. Najsilniejszy wzrost EBITDA stanowił zawsze IV kwartał. Na wnioski musimy jeszcze poczekać, bo próba wróżenia jest w tej chwili skazana na duże odchylenia.
Eurocash wyrósł na przejęciach. Co dalej z nakładami inwestycyjnymi i dywidendą?