Pieniądze pod palcami

Podobnie jak kierowca rajdowy przyzwyczaja się do prędkości, tak oni do transakcji dużymi pieniędzmi. Codziennie pod ich palcami przepływają miliony dolarów. W kilka sekund podejmują decyzje i ryzyko. Nie każdy może pracować w dealing roomie jednego z największych polskich banków.

Publikacja: 17.08.2002 09:06

Marta Kępa w Pekao SA pracuje od 10 lat, w dealing roomie od 8. Jest dealerem na rynku pieniężnym. - Zaczęło się od tego, że zobaczyłam serial "Capital City". Bardzo mi się spodobało i postanowiłam spróbować takiej pracy - wspomina.

Jej droga do dealing roomu wiodła przez back office - miejsce, gdzie do "papierowej" obróbki trafiają wszystkie transakcje zawarte przez dealerów. Z kolei Robert Wojciechowski (w dealing roomie 2 lata) najpierw pracował jako analityk. Dziś "siedzi" na rynku obligacji i pochodnych stóp procentowych.

Choć wśród dealerów przeważają ludzie z wykształceniem ekonomicznym, to - jak podkreślają wszyscy - profil ukończonej szkoły jest mniej ważny od osobowości.

- Do tej pracy poszukuje się ludzi o określonych predyspozycjach - mówi Tomasz Zdyb, analityk. Do Pekao SA trafił dwa lata temu. Przyznaje, że z polecenia. - Tutaj bardzo trudno przyjść z ulicy. Raczej nie ma otwartych ogłoszeń - dodaje Jacek Wiśniewski, szef zespołu analiz, który do dealing roomu przeszedł z działu zarządzania akcjami i obligacjami.

- Dla dealera najważniejsza jest dyscyplina myślenia, umiejętność podejmowania decyzji, odporność na stres - wymienia Mariusz Trzpil, z wykształcenia prawnik, były piłkarz ręczny, który teraz dealuje walutami.

- Potrzebna jest też żyłka gracza. Nie wolno się bać ryzyka, ale przede wszystkim nie można tracić głowy - zauważa Marta Kępa.

- Przegrywają ci, którzy wierzą, że rynek odda to, co zabrał - uzupełnia Mariusz Trzpil.

Kilku dealerów na swoich stanowiskach ma przyklejone wydrukowane z komputera karteczki: "Rynek ma zawsze rację".

Czas goni

Dealing room jest sercem banku. Tutaj zarządza się jego bieżącą płynnością finansową. Dealerzy przyjmują depozyty, kupują i sprzedają waluty, handlują papierami wartościowymi.

W sporym pomieszczeniu w kształcie litery "L" pracuje kilkanaście osób. Do pracy nie przychodzi się w jeansach i wyciągniętym swetrze. Obowiązują krawaty i garnitury.

Dealerzy działają w zespołach. Każdy odpowiada za fragment rynku: obligacje, waluty, rynek pieniężny, zarządzanie portfelem banku. Wyposażenie stanowisk jest identyczne: dwa monitory, dwie klawiatury, konsola telefoniczna, bezpośredni dostęp do najważniejszych agencji informacyjnych.

Na przeciwległych ścianach wiszą olbrzymie telewizory. Na jednym - CNN, na drugim - TVN 24. Nie brakuje, oczywiście, zegara wskazującego czas w Warszawie, Londynie, Nowym Jorku i Singapurze.

Czas w tej pracy jest bardzo istotny. - Z tym właśnie wiąże się mój największy stres, z presją czasową - mówi Tomasz Zdyb. Jacek Wiśniewski najbardziej denerwuje się w dniach posiedzeń Rady Polityki Pieniężnej i ogłaszania danych makroekonomicznych. To dni obrony wiarygodności analityków.

Mężowie zaufania

- Brawo! Trafiliście! - krzyczy Maciej Słomka, szef "desku" obligacji. Agencje podają dane o produkcji przemysłowej. "Figura" - tak, jak przewidywał zespół analiz - wskazuje na obniżkę stóp procentowych. Na rynku zaczyna się ruch. W dealing roomie robi się głośniej. Dzwonią telefony, klienci składają zlecenia. Dealerzy kontaktują się z brokerami. Odzywają się interkomy. Pracują drukarki. Ludzie pokrzykują do siebie. Błyskawicznie wymieniają informacje. Komuś zdarza się zakląć. Teraz trudno z nimi rozmawiać. Liczą się ułamki sekund.

- Wywalamy - decyduje Maciej Słomka.

Dealerzy każdego ranka otrzymują od analityków biuletyn informacyjny. To jest szkielet ich dnia. Wiedzą, co się wydarzy i jak może to wpłynąć na rynek.

- Dealuje się na informacjach - mówi Tomasz Zdyb. - Cały czas trzeba śledzić serwisy informacyjne, być na bieżąco.Analityk nie może pominąć pozornie błahej wieści z najodleglejszego zakątka świata. Powódź w Afryce, zamknięcie fabryki w Azji, zamach na polityka w Ameryce Południowej. To wszystko może mieć wpływ na rynek.

- Analitykiem nie może być wybitny mózgowiec, który nie ma kontaktu ze światem zewnętrznym - mówi Tomasz Zdyb. - Musimy umieć rozmawiać z ludźmi. Tłumaczyć im swoje stanowisko.

Dealerzy muszą ufać analitykom. - Najważniejszym aktywem działu analiz jest wiarygodność. Jej nie zdobywa się w ciągu jednego dnia - mówi Jacek Wiśniewski. - Liczba trafień w prognozach musi przeważać nad chybieniami. O ile dealerzy mogą w ciągu dnia zmieniać strategie handlu, bo ich zachowania wyznacza rynek, to analityk musi być konsekwentny. Nie może zmieniać zdania co kilka godzin.

Karabin maszynowy

Rytm pracy dealerów wyznaczają wydarzenia na rynku. Jednego dnia jest spokojnie. Drugiego dzieje się tyle, że transakcja goni transakcję, wszystko w ciągu kilku sekund. Również każdy segment rynku ma swój własny rytm. Najdynamiczniej jest na obligacjach i walutach. Tutaj często transakcje idą jak serie z karabinu maszynowego. Kilka w ciągu pół minuty. Decyzje muszą zapadać błyskawicznie. Sekunda i zamiast trafienia jest porażka.

Nieco spokojniej przebiegają operacje na depozytach i bonach skarbowych. Ale dealerzy nie zazdroszczą sobie miejsca w zespołach.

- Pewnie chłopcy z walut nie chcieliby robić tego, co ja. A ja - tego co oni - mówi Marta Kępa.

- Zaczynamy pracę około 8.00 - mówi Robert Wojciechowski. - Przeglądamy prasę, agencje informacyjne, rozmawiamy z analitykami. Między sobą ustalamy strategię na dany dzień.

Handel zaczyna się około 8.30. Bank Pekao SA jest market makerem. To nakłada na jego dealerów pewne obowiązki. M.in. ich oferty mają wąski spread (różnica między oferowaną ceną kupna a sprzedaży).

Transakcje trochę przypominają rozmowę na towarzyskim chacie. Na monitorze dealera pojawia się powitanie i oferta (np. nazwa obligacji i cena). Jeżeli cena dealerowi pasuje, to kupuje lub sprzedaje. Jeśli nie - odmawia.

Środowisko wyrobiło sobie swój własny savoir-vivre. Ci, którzy łamią jego zasady, wypadają z gry. Nikt nie chce z nimi dealować. Na przykład, gdy zapytasz o ofertę, możesz otrzymać odpowiedź z dwiema cenami - kupna i sprzedaży - lub ofertę z jedną ceną, po której możesz i kupić, i sprzedać. Niepisane prawo mówi, że w przypadku pierwszej odpowiedzi możesz odstąpić od transakcji, w przypadku drugiej powinieneś transakcję zawrzeć - bo przecież któraś opcja (sprzedaż lub kupno) jest opłacalna. Jeśli w takim przypadku nie chcesz handlować, to znaczy, że tylko testujesz rynek i następnym razem szkoda tracić czas na odpowiedź.

Wszystkie operacje i rozmowy prowadzone przez dealerów są rejestrowane i archiwizowane. To zabezpieczenie w przypadku, gdy pojawia się podejrzenie o naruszenie prawa.

Dystans profesjonalisty

Ludzie z dealing roomu Pekao SA bardzo spokojnie mówią o swojej pracy. Z biegiem czasu nabierają do niej dystansu. Człowiek z zewnątrz przeżywa szok, gdy widzi, jak dealer jednym naciśnięciem klawisza przeprowadza transakcję, np. na kilkadziesiąt milionów dolarów. Klik! Poszło.

- Jak kierowca rajdowy z czasem przyzwyczaja się do prędkości, tak my do transakcji dużymi pieniędzmi - mówi Marta Kępa.

Większość dealerów przyznaje jednak, że zapewne nie zachowywaliby się tak spokojnie, gdyby ktoś nagle położył przed nimi walizkę z milionem dolarów. Bądź co bądź, pieniądze płyną pod ich palcami tylko na ekranie. Gotówki nie oglądają. Ale każda pomyłka i tak drogo kosztuje.

- W tym zawodzie weryfikacja jest natychmiastowa i brutalna, albo ktoś się sprawdza, albo go nie ma - mówią dealerzy. Bank ponosi ryzyko zatrudniając nowego pracownika. W końcu testuje go na realnych operacjach. W przypadku nowicjuszy, kwoty są jednak znacznie mniejsze niż dla doświadczonych pracowników. Dodatkowo ryzyko ponoszone przez dealerów jest kontrolowane przeZamykanie pozycji

Czasy się zmieniają. Jeszcze kilka lat temu do dealing roomów polskich banków komercyjnych trafiało wielu ryzykantów. Młodych gniewnych. Często w trakcie studiów lub dopiero po maturze. Warunek był jeden - biegły angielski. Człowiek albo był dobry i zarabiał dla swojej instytucji oraz dla siebie, albo znikał. Dziś banki stawiają na profesjonalistów. Jest mniejsza rotacja personelu. Środowisko dealerów jest niewielkie.

- Praktycznie z wieloma ludźmi się znamy - mówi Robert Wojciechowski. - To, że dealujemy po dwóch różnych stronach klawiatury, nie znaczy, że musimy się nie lubić. Spotykamy się, spędzamy razem czas, choć nie zdarza się to często - zaznacza.

Praca w dealing roomie zwykle kończy się około 18.00-19.00. Odreagowaniu stresów najczęściej służy: siłownia, basen, rower, rolki. Zależy, co kto lubi.

- To nie jest tak, że wychodząc stąd, możemy zupełnie zapomnieć o pracy - mówi Mariusz Trzpil. Dealerzy przyznają, że w domu śledzą serwisy informacyjne w telewizji, internecie. Najdrobniejsze wydarzenie może sprawić, że następnego dnia trzeba będzie wcześnie rano pojawić się w banku i postarać się zamknąć pozycje.

Gospodarka
Estonia i Polska technologicznymi liderami naszego regionu
Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku