Kredyt Bank odpiera zarzuty Clifu

Kredyt Bank nie dążył do wrogiego przejęcia Clifu. Nie jest prawdą również twierdzenie, że celowo doprowadził do upadłości spółki - twierdzi Stanisław Pacuk, prezes Kredyt Banku. Innego zdania jest Dariusz Baran, były szef upadłego przedsiębiorstwa. Twierdzi on, że bank manipulując długiem, chciał tanio kupić firmę. Mimo wzajemnych oskarżeń obecnie prowadzone są rozmowy o układzie w upadłości.

Publikacja: 19.10.2002 08:49

Na przełomie 2000 i 2001 roku banki przestały finansować firmy branży leasingowej. Ten sam los spotkał też Clif. Dlatego - jak mówi Dariusz Baran, były prezes spółki (teraz występuje jako przedstawiciel upadłej firmy) - w tym czasie przedsiębiorstwo zaczęło się rozglądać za inwestorem, który wsparłby je finansowo i umożliwił dalszy rozwój.

Oferta sprzedaży akcji Clifa

Spółka wysłała ofertę sprzedaży akcji do szerokiego grona podmiotów. Wśród nich znalazł się także Kredyt Bank, który był jednym z kredytodawców firmy. Według D. Barana, w odpowiedzi na ofertę bank stwierdził, że jest zainteresowany kupnem pakietu 20% akcji z gwarancją zwiększenia zaangażowania do 51%. Za oferowane walory bank zaproponował cenę znacznie niższą niż na giełdzie (7,5 mln zł, wobec 26-30 mln zł).

Waldemar Woliński, odpowiadający za bankowość inwestycyjną w Kredyt Banku, wyjaśnił, że bank nie kierował się wyceną giełdową, ponieważ w przypadku spółek o niskiej płynności, do których zaliczał się Clif, rynek nie jest efektywny. Dlatego wycena giełdowa odbiega od rzeczywistej wartości spółki.

- Doszliśmy do wniosku, że mniejszościowe zaangażowanie kapitałowe nie da nam zwrotu z zaangażowanych środków w postaci dywidendy. Mogliśmy analizować jedynie korzyści wynikające ze współpracy ze spółką. To była podstawa do wyliczenia ceny, za którą bylibyśmy gotowi objąć akcje - dodał W. Woliński.

Jego zdaniem, po zapoznaniu się z zasadami funkcjonowania Clifu oraz jego planami na przyszłość, Kredyt Bank postanowił nie angażować się kapitałowo w spółkę. - Uznaliśmy, że źródła dochodów firmy są obciążone dużym ryzykiem. Niejasne były też operacje finansowe realizowane przez spółkę - twierdzi W. Woliński.

D. Baran jest innego zdania. Uważa, że bank nadal interesował się spółką, a chcąc ją skłonić do sprzedaży akcji po cenie znacznie niższej niż na rynku, przestał ją finansować. - Inne banki, mimo że zachowywały się agresywnie, nie dążyły do naszego przejęcia - uważa D. Baran.

Wniosek o upadłość

W połowie października ub.r. Clif wysłał do wszystkich kredytujących go banków (Kredyt Banku, Polskiego Kredyt Banku, BZ WBK, Banku Przemysłowego, PKO BP, BGŻ, BPH, PBK, BOŚ oraz Pekao) pismo, w którym odstępował od umów kredytowych o łącznej wartości 141,6 mln zł. Jednocześnie zaproponował im układ, który polegał na przesunięciu do stycznia 2003 roku spłaty zobowiązań oraz umorzenie powstałych w tym czasie odsetek.

Według dyr. Pawła Janowskiego, szefa departamentu restrukturyzacji i windykacji, w sytuacji w której spółka nie miała zamiaru spłacać swojego zadłużenia, Kredyt Bank nie miał innego wyjścia jak wypowiedzieć umowy kredytowe (inni kredytodawcy uczynili to samo) oraz skierować do sądu wniosek o upadłość Clifu. Był to warunek rozpoczęcia procesu windykacji.

Zdaniem P. Janowskiego, Kredyt Bankowi nie zależało na upadłości Clifu. - Chcieliśmy jedynie odzyskać nasze pieniądze. W momencie upadłości nasze wierzytelności sięgały 54,8 mln zł - wyjaśnił. Według niego, upadłość Clifu pogarszała sytuację Kredyt Banku. Szacuje, że nie odzyska on nawet całości kapitałów, nie mówiąc o odsetkach. Sytuację pogarszała też zeszłoroczna strata Clifu w wysokości ponad 25 mln zł.

- Nie zgadzaliśmy się jednak na proponowany układ, bo straciliśmy zaufanie do władz spółki. Nie mieliśmy, żadnej gwarancji, że dotrzymają one warunków układu. W końcu Clif potrafił już raz odstąpić od zawartych umów kredytowych - stwierdził P. Janowski.Odpiera on też zarzut, że dzięki upadłości Kredyt Bank pozyskał klientów Clifu. - Bank ani należąca nas firma leasingowa Kredyt Lease nie przejęła żadnego z jego klientów - stwierdził.

W grudniu sąd ogłosił upadłość Clifu, wstrzymał jednak jego likwidację, otwierając furtkę do zawarcia układu między wierzycielami i spółką. - Uważam, że decyzja sądu w sprawie ogłoszenia upadłości była przedwczesna. Wartość rynkowa leasingowanych przedmiotów jest bowiem wyższa od wartości długu. Wynika to z tego, że klienci Clifu nie zapłacili wszystkich rat leasingowych - twierdzi były prezes spółki. Ostatecznie jednak nie doszło do zawarcia żadnego porozumienia.

Kłopoty klientów

Na bankructwie Clifu poza wierzycielami mogą stracić także klienci spółki. Części z nich syndyk zaproponował odkupienie przedmiotów leasingu po cenach rynkowych, pomniejszonych o amortyzację (około 20% mniej niż cena rynkowa) - wbrew wcześniejszym umowom z Clifem, który zobowiązywał się do ich sprzedaży po cenie znacznie niższej. Źródłem problemów stał się leasing operacyjny, który polegał na tym, że przekazany klientowi np. samochód, pozostawał własnością firmy leasingowej. Ta z kolei dokonywała odpisów amortyzacyjnych, natomiast klient wliczał raty w koszt uzyskania przychodu i dodatkowo odzyskiwał VAT.

Część firm, w tym Clif, po skończeniu leasingu operacyjnego, proponowała zakup samochodów po cenie niższej od rynkowej. Umowy takie były zawierane z klientami wraz z zawarciem transakcji leasingu. Były one jednak podpisywane oddzielnie, ponieważ, jeśli urząd skarbowy dowiedziałby się o tym, to wówczas potraktowałby taką transakcję jako leasing kapitałowy albo zakup na raty. W obu przypadkach nie można odliczać VAT-u. Wówczas zażądałby zwrotu podatku i naliczyłby odsetki. Choć rozwiązanie to było stosowano na masową skalę, było obchodzeniem prawa. Dlatego teraz syndyk działający w Clifie nie uznaje tych umów i chce, żeby klienci odkupywali samochody po cenie rynkowej jedynie pomniejszonej o amortyzację.

Według przedstawicieli Kredyt Banku, były prezes Clifu D. Baran, mimo że wcześniej zawierał z klientami umowy, w których proponował sprzedaż samochodów znacznie poniżej ich wartości rynkowej, w maju br. w piśmie przesłanym do sądu gospodarczego zwrócił się o ustalenie ceny na poziomie rynkowym. W uzasadnieniu napisał, że w przeciwnym razie transakcje takie "odbyłyby się ze szkodą dla masy upadłości".

- Należy uznać albo oferty sprzedaży zawarte przez Clif z klientami, albo nakazać wykup przedmiotów (głównie samochodów) poleasingowych po ich wartości rynkowej. Syndyk jednak zamierza ich sprzedać po cenie rynkowej pomniejszonej o amortyzację. Wymaga to wyceny każdego z przedmiotów leasingu. To daje pole do nadużyć - twierdzi D. Baran.

Rozmowy o układzie

w upadłości

Szansą dla klientów byłoby doprowadzenie do układu spółki z wierzycielami. Część z nich liczy, że dzięki temu mogliby odkupić przedmioty leasingu po cenie wynikającej z umów zawartych w Clifem. Nie wiadomo jednak, czy wierzyciele dojdą do porozumienia z byłym kierownictwem spółki.

- Obecnie prowadzę rozmowy z wierzycielami o układzie w upadłości. Dzięki temu klienci mogliby wykupić samochody po niższej cenie niż nakazuje im syndyk, a zgromadzona obecnie w Clifie kwota wynikająca z rat leasingowych oraz wykupu przedmiotów leasingu mogłaby być natychmiast wypłacona bankom - dodaje. Proponuje również, żeby 50% długu wypłacić wierzycielom zaraz po zawarciu układu. Natomiast reszta byłaby zredukowana o 30% i wypłacona w ciągu 2 lat. - Na podstawie rozmów przeprowadzonych z częścią wierzycieli mogę stwierdzić, że propozycje te budzą duże zainteresowanie. Gdyby bowiem nie doszło do układu, to banki mogłyby liczyć na odzyskanie środków dopiero po kilku latach. Tyle bowiem może trwać procedura prawna - twierdzi D. Baran.

Uważa też, że mimo zadrażnień między nim a bankami, możliwe jest porozumienie. - Przy tak dużych pieniądzach jak w przypadku Clifu nie należy kierować się emocjami - wyjaśnia. Według niego, po zatwierdzeniu układu mógłby zostać powołany nowy zarząd spółki.

Krótka historia bankructwa

Kłopoty spółek leasingowych w Polsce zaczęły się w 2000 roku, kiedy wyszło na jaw, że BG Leasing, spółka wchodząca w skład grupy kapitałowej BIG-BG, ma poważne kłopoty finansowe i może zbankrutować. Wówczas na żądanie nadzoru bankowego kredytodawcy tej firmy utworzyli wysokie rezerwy na to zaangażowanie. Od tego momentu banki zaczęły stosować bardziej rygorystyczne warunki finansowania wobec firm leasingowych, szczególnie niezwiązanych z instytucjami finansowymi. Na to nałożyło się osłabienie gospodarcze, które dodatkowo pogorszyło sytuację tej branży.

Kłopoty te dotknęły także Clifu, który wcześniej był jedną z najdynamiczniej rozwijających się spółek na rynku.

Upadłość Clifu została ogłoszona 12 grudnia 2001 roku.

Głównymi akcjonariuszami spółki są Dariusz Baran (prezes Clifu), Piotr Büchner oraz zależna od niego spółka Clif Investment. Clif był spółką giełdową. Jego akcje zadebiutowały na rynku w połowie 1999 roku. Na początku października br. spółka została wycofana z obrotu giełdowego.

Według Sławomira Zaborowskiego, syndyka spółki, na koniec sierpnia br. zobowiązania spółki sięgały 241 mln zł, a aktywa - 178 mln zł (różnica wynosi 63 mln zł). Spodziewa się on jednak, że sprzeda majątek Clifu po wyższej cenie niż wartość księgowa. Szacuje, że w tym przypadku długi spółki przekroczą o około 20 mln zł jej majątek.

Według syndyka klientami Clifa jest obecnie 2 tys. osób, które zawarły ze spółką 3,8 tys. umów leasingowych.

Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego