Psychologia inwestowania: jeszcze kilka spostrzeżeń i podsumowanie

Dlaczego lepiej grać za pieniądze, które mogę stracić? Czy badania mogą wyjaśnić giełdowe przysłowia? Te pytania zadajemy na koniec cyklu artykułów o tym, co psychologia wnosi do wiedzy o giełdzie

Publikacja: 16.09.2006 08:50

Zazwyczaj staram się unikać opracowywania rad w stylu "dekalogu inwestora". Gdyby uproszczone poradniki były prawdziwe, to wszyscy bylibyśmy bogaczami. Psychologia z prawdziwego zdarzenia raczej nie pisze podręczników, jak być szczęśliwym, albo jak zdobyć idealną żonę. Taka literatura to najczęściej żerowanie na ludzkich marzeniach i pragnieniach, a nie rzetelna praca nad problemami człowieka.

W niniejszym artykule chciałbym jednak zaproponować refleksję nad kilkoma wskazówkami. Otwarcie przyznaję, że tym razem wchodzimy na śliski grunt, ale na pocieszenie dodam, że nie wchodzimy tam samotnie. Te rady, o których dzisiaj napiszę, są efektem przemyśleń licznych naukowców i praktyków. Nie wszystkie z nich mają twarde naukowe podstawy, ale w środowisku badaczy giełdy panuje co do nich pewnego rodzaju consensus.

W czasie hossy z lat 1993-1994, zanim znajoma mi osoba zdecydowała się zainwestować na giełdzie prawdziwe pieniądze, grała przez pewien czas "na papierze". Efekty tej zabawy były niezwykle zachęcające. Już po dwóch miesiącach, w obliczu wysokich symulowanych zysków, osoba ta otworzyła w biurze maklerskim rachunek inwestycyjny i przystąpiła do prawdziwej gry.

I tu zaskoczenie. Hossa nadal była w rozkwicie, ale, niestety, zyski "z papieru" nie chciały się już powtórzyć w rzeczywistości. Cały proces podejmowania decyzji stał się trudniejszy. Stracił też swoją charakterystyczną lekkość, jaka cechowała go w okresie "papierowych" inwestycji. Co się stało? Nastąpiło zderzenie z rzeczywistością.

Ludzka wrażliwość

Wielu dzisiejszych inwestorów to osoby, które zdążyły się już wychować na albo chociaż zasmakować w grach komputerowych. Jedną ze sztandarowych rozrywek są wyścigi samochodowe. Im bardziej gra oddaje rzeczywistość, tym jest uważana za lepszą. Niejeden zapaleniec potrafi przesiedzieć pół dnia przed monitorem i osiągać coraz bardziej wyśrubowane rekordy na trasach wyścigowych Finlandii albo Włoch. Jednak potem trzeba oderwać się od komputera, wyjść z domu i wsiąść do prawdziwego samochodu. Za prawdziwym kółkiem nie ma już taryfy ulgowej ani życia rozpoczynanego sto dwadzieścia razy od nowa.

W dobrym symulatorze możemy poduczyć się trochę odruchów i techniki prowadzenia samochodu. Jednak te zjawiska, które zachodzą w czasie jazdy w naszej psychice, możemy trenować tylko w rzeczywistym świecie. Jeszcze nie powstały symulatory, które wytwarzałyby w nas na przykład poczucie strachu.

Możemy w rzeczywistości skonstruować superbezpieczny samochód, który nafaszerujemy elektroniką wspomagającą kierowcę w trudnych sytuacjach na drodze. Jednak za kierownicą zawsze siada człowiek. Jakkolwiek zaawansowane technologicznie byłoby auto, to na bezpieczeństwo jazdy dużo większy wpływ ma samoocena umiejętności kierowcy i jego skłonność do na przykład częstego wciskania pedału gazu.

Podobnie na giełdzie. Możemy dostać najlepsze wykształcenie od najwybitniejszych fachowców. Możemy ćwiczyć na symulowanych rynkach i osiągać tam spektakularne sukcesy. Możemy zaprzęgać do pracy najszybsze komputery i najbardziej zaawansowane oprogramowanie. Możemy poznać tajniki najbardziej wyrafinowanych i skomplikowanych technik wycen. Wszystkie wymienione aspekty inwestowania składają się na pewnego rodzaju bazę podejmowania decyzji. To na podstawie tych elementów formułujemy swoje poglądy i przewidywania. Jednak pomiędzy całym tym zaawansowanym aparatem decyzyjnym a kliknięciem klawisza myszki zatwierdzającym zlecenie jest jeszcze najważniejszy "element" - człowiek.

To w naszych sercach i umysłach rodzi się strach o konsekwencje podejmowanych decyzji. To tutaj pojawia się niepewność. My pamiętamy i czujemy ostatnią porażkę i to, ile nas kosztowała - model finansowy tego nie uwzględnia. Jesteśmy również istotami, które łatwo dają ponieść się fantazjom. Większości inwestorów dobrze znane są rozważania typu "Jeśli zarobię na tej transakcji 30 proc., to kupię sobie nowy samochód" albo "O rany, cały mój majątek zależy od kursu KGHM". W momencie, kiedy zabawa zmienia się w rzeczywistość, zaczynamy całkowicie inaczej funkcjonować. Zupełnie inna jest stawka. Na prawdziwym rynku konsekwencje podejmowania błędnych bądź trafnych decyzji dotykają nas z odpowiednią siłą.

Jak przechytrzyć

samego siebie

Fundamentalnym powodem inwestowania na giełdzie jest chęć maksymalizacji zysków. Najpewniejszą drogą do osiągnięcia tego celu jest chłodna kalkulacja doprawiona szczyptą intuicji (patrz artykuł o nadmiarze informacji). Problemem inwestorów jest to, że nasze pragnienia, fantazje, odczucia i lęki mają niezwykle duży wpływ na proces analizy danych i podejmowania decyzji. Nasze człowieczeństwo i uczucia powodują, że zamiast szczypty intuicji "do giełdowej zupy" wrzucamy całą szuflę silnych emocji.

Oczywiście, każdy z nas jest inny. Są takie osoby, które z wrażliwego człowieka potrafią w razie potrzeby bez wysiłku "przełączyć się na maszynę do inwestowania". Są też gracze, którzy w procesie inwestycyjnym usilnie starają się okiełznać targające nimi emocje, ale im to za bardzo nie wychodzi.

Czy są jakieś chwyty, które emocjonalnym osobom mogą ułatwić skuteczne inwestowanie? Tak, są. Jednak stosowanie większości z nich bardziej przypomina pilotowanie helikoptera, aniżeli używanie młynka do kawy. W obu wymienionych maszynach coś się kręci, ale w przypadku helikoptera mechanizm działania jest dużo bardziej skomplikowany. Pilotowanie tej maszyny wymaga solidnego treningu oraz niebagatelnego skupienia.

Podobnie z większością uwag i porad dla inwestorów. Ich stosowanie wymaga niebywale dużego skupienia i wstrzemięźliwości. Poprzednie artykuły zaprezentowały już kilka rad. Zacznijmy wobec tego od czterech spostrzeżeń, które pojawią się w niniejszym cyklu po raz pierwszy. Pierwsza rada jest w miarę łatwa do zastosowania.

Graj pieniędzmi,

które możesz stracić

Niewielu inwestorów nie słyszało jeszcze powyższej uwagi. Pomimo jej powszechnej znajomości zdecydowałem się przytoczyć ją tutaj z dwóch powodów. Po pierwsze, istnieje tyle różnych - nierzadko przeciwstawnych - złotych myśli, że jeśli któraś z nich wyraźnie znajduje uznanie zarówno u badaczy, jak i u praktyków, to warto ją przywołać. Po drugie, rada ta idealnie rozwiązuje problemy zarysowane na początku niniejszego artykułu.

Wąskim gardłem procesu inwestycyjnego jest człowiek. Różnorodnych strategii inwestycyjnych oraz aparatów do podejmowania decyzji mamy multum. Na końcu jednak wyboru zawsze dokonuje konkretna osoba. W decydencie kłębi się wiele lęków i niepewności dotyczących skutków przedsięwziętych działań. Wszystkie wymienione odczucia wpływają negatywnie na jakość procesu podejmowania decyzji. Im bardziej boimy się konsekwencji naszych działań, tym prawdopodobnie gorszą wybierzemy opcję. Grając pieniędzmi, które w założeniu są naszymi wolnymi środkami, automatycznie ucinamy znaczną część lęków. Jeśli akceptuję i jestem gotowy na stratę pieniędzy, którymi obracam na rynku, to strach przed ich utratą ma wydatnie mniejszy wpływ na to, co robię, aniżeli w przypadku gdy obracam oszczędnościami całego życia.

Mówiąc bardziej ogólnie: im bardziej inwestor nabierze dystansu do pieniędzy, którymi obraca, tym łatwiej będzie mu podejmować trafne decyzje.

Nie szalejmy

na punkcie newsów

Praktycy i badacze bardzo często zgadzają się też co do tego, że za dużą wagę przywiązujemy do świeżych informacji.

Naszym portfelom bardzo dobrze robi konsekwencja. Zmienianie co dwa dni opinii o przyszłych trendach zazwyczaj zubaża nasze zasoby finansowe. Wielu profesjonalistów podpowiada, żeby zdecydować się na jakiś jeden rodzaj analizy bądź strategii inwestowania. Jak już wypracujemy nasz "sposób na giełdęNa rynku kapitałowym nie ma systemów stuprocentowych. Te strategie, których trafność prognoz sięga 60 proc., można uznać za jedne z lepszych. Działając w tak niepewnym środowisku musimy nauczyć się żyć z porażkami i umieć je przyjmować na spokojnie. Jeśli po każdej błędnej decyzji będziemy modyfikować nasz sposób postępowania, to prawdopodobnie będziemy zachowywać się jak chorągiewka na wietrze. Z tych rozważań wynika bardzo ważna spostrzeżenie - nie przeceniajmy świeżych wiadomości. W trakcie konstruowania strategii i podejmowania decyzji bierzemy pod uwagę dajmy na to dziesięć różnych bardzo istotnych informacji. Jeśli pojawia się świeża jedenasta wiadomość, to choćby była równie istotna jak poprzednie, stanowi tylko niecałe 10 proc. danych wejściowych w naszym modelu.

Wiadomo, że trzeba podejść do tej rady zdroworozsądkowo. Czasami zdarza się nagle coś, co diametralnie zmienia sytuację spółki. Pamiętajmy jednak, że mamy tendencję do przeceniania informacji. To, co teraz wydaje nam się bardzo istotne, za tydzień będziemy odbierać jako jeden z wielu średnio ważnych sygnałów.

Pamiętaj o prawie regresji

do średniej

Przekładając tę uwagę na bardziej zrozumiały język: pamiętaj, że to, co rośnie ponad poziom, zazwyczaj potem wraca do równowagi. Część zwyżek spowodowana jest czynnikami fundamentalnymi. W takim przypadku podwyższenie kursu odzwierciedla rzeczywiste zmiany w sytuacji spółki. Jednak pewna część wzrostów ma swoje źródło nie w pozytywnych zmianach w spółce, lecz jest wynikiem innych czynników: gry rynkowej, spekulacji, przypadku bądź na przykład dobrego marketingu przedsiębiorstwa. Pamiętajmy, że jedną z niewielu stałych rzeczy na giełdzie jest ciągła zmienność kursów.

Inwestorzy mają tendencję do poszukiwania fundamentalnych podstaw takich niefundamentalnych wzrostów. Jak już znajdą przyczyny wzrostu, to zazwyczaj próbują "wskoczyć do tego pociągu", który ma przynosić zyski. I tu pojawia się pułapka. Wzrost nie był oparty na silnych podstawach, lecz był bardziej dziełem, nazwijmy to ogólnie, przypadku. Takie zwyżki kończą się najczęściej powrotem kursu do jakiegoś właściwego spółce poziomu. Dla inwestora oznacza to silne rozczarowanie.

Naturalnie prawo regresji do średniej działa w obie strony. Czasami firma prezentuje świetne wyniki i ma coraz silniejszą pozycję na rynku, a na giełdzie kurs akcji z jakichś niewyjaśnionych przyczyn zachowuje się, jakby firma miała za chwilę upaść. Nawet najbardziej rozwinięty rynek papierów wartościowych nie jest doskonały i takie sytuacje się zdarzają. Po jakimś czasie inwestorzy jednak najczęściej zauważają takiego kopciuszka i wtedy następuje powrót kursu do właściwego sobie poziomu, czyli silna zwyżka.

Jako ciekawostkę dodam, że powstała nawet strategia konstruowania portfela z akcji przynoszących straty. Za polskim badaczem Tomaszem Zaleśkiewiczem cytuję na wykresie wyniki analiz przeprowadzonych przez Wernera De Bondta oraz Richarda Thalera. Wymienieni analitycy zebrali dane z NYSE z lat 1926-1982. Spośród wszystkich spółek wyszczególniali po 35 firm, których kursy akcji najsilniej wzrastały lub malały. Konstruowali na tej podstawie odpowiednio dwa portfele: spółek "wygrywających" oraz spółek "przegrywających" i śledzili, co się działo z tymi portfelami na przestrzeni kolejnych pięciu lat. Wnioski, do których doszli, wyraźnie wskazują, że na "kiepskich firmach" można nieźle zarobić. Ponadto efekt regresji do średniej jest silniejszy dla portfeli akcji "przegrywających", aniżeli dla spółek "wygrywających". Oznacza to, że procentowo więcej zarobimy, inwestując w "słabe spółki",aniżeli stracimy kupując "rynkowe gwiazdy".

Nie cieszmy się

za szybko

Ostatnie kilka lat przyniosło znaczne postępy w rozwoju neurofizjologii oraz technik obrazowania pracy mózgu. Dzięki temu coraz precyzyjniej potrafimy określić obszary pobudzane w nim w czasie otrzymywania nagrody. Oczywiście, kara też aktywizuje pewne konkretne rejony wśród naszOkazuje się, że samo oczekiwanie na nagrodę albo karę bardzo istotnie pobudza wspomniane powyżej części mózgu. Badania z początku tego dziesięciolecia sugerują, że jeśli oczekiwaliśmy nagrody, to sam fakt jej dostarczenia nie zwiększa istotnie aktywności obszarów w mózgu, odpowiadających za jej antycypowanie. Mówiąc bardziej przystępnym językiem - jeśli czujemy, że "coś" nam się należy, to fakt otrzymania "tego czegoś" nie sprawia nam już dużej przyjemności.

Inne ciekawe badanie przeprowadzili w 2001 roku Roland Suri i Wolfram Schultz. Naukowcy ci pokazali, że nieoczekiwany sygnał, mówiący, że wkrótce otrzymamy nagrodę, ma dla nas taką samą siłę, jak sam fakt otrzymania nieoczekiwanej nagrody. Ponownie na prostszy język przekładając - perspektywa niespodziewanej przyjemności dorównuje swoją siłą samej niespodziewanej przyjemności.

Trzecia uwaga dotyczy frustracji. Nieotrzymanie nagrody albo niepojawienie się pozytywnego wydarzenia, którego oczekiwaliśmy, powoduje fizjologiczne reakcje tożsame z wywoływanymi przez karę.

Co z tych badań wynika dla inwestorów?

Każdy gra na giełdzie po to, żeby zyskiwać. Musimy jednak uważać, żeby nasze oczekiwania odnośnie do przyszłych wygranych nie były zbyt żywe i barwne. Po pierwsze, odbierze nam to dużo przyjemności z samych wygranych. Po drugie, jeśli nasze decyzje okażą się mało trafne, to nawet jeśli finansowo nic nie stracimy, będziemy czuli się jakby nas ktoś ukarał. Chociaż finansowo wyjdziemy na zero, to emocjonalnie dostaniemy po łapach.

Badacze mózgu tłumaczą giełdowe przysłowia

Przy okazji badań nad neurofizjologią odczuwania zysków i strat pojawiła się ciekawa hipoteza dotycząca starej giełdowej prawdy "kupuj plotki, sprzedawaj fakty". Proponuję potraktować ją jako ciekawostkę, a nie naukowo dowiedzioną zależność.

Otóż, pojawienie się pozytywnej plotki aktywizuje w naszych mózgach regiony odpowiedzialne za antycypowanie nagrody. Pozytywna plotka wiąże się z oczekiwaniem czegoś dobrego. Jak już wiemy, samo oczekiwanie pozytywnych wydarzeń jest bardzo przyjemne dla naszych szarych komórek.

Skoro posiadanie spółki, o której się plotkuje, wiąże się z odczuwaniem nagrody, to coraz więcej osób skłania się do kupna jej akcji. Kurs rośnie.

W pewnym momencie nadchodzi chwila, gdy plotka staje się faktem. Zmaterializowanie się pozytywnych oczekiwań sprawia nam jeszcze odrobinę przyjemności, ale kończy też okres miłego oczekiwania. Atmosfera wokół spółki wraca do normy, a nam posiadanie jej akcji przestaje sprawiać przyjemność. Nie ma już powodów do kupna tych papierów. Kurs stabilizuje się lub spada.

Opisany proces jest odrobinę skomplikowany, ale jeśli na spokojnie go przeanalizować, to nie brak mu logiki. Niemniej jeszcze raz proponuję potraktować powyższy opis tylko i wyłącznie jako naukową zabawę.

Powyżej przytoczyłem kilka mniej lub bardziej psychologicznych spostrzeżeń, które nie zmieściły się we wcześniejszych artykułach, a które zasługują na uwagę. Niniejszy artykuł wieńczy cały cykl, więc chciałbym również dokonać skróconego podsumowania wcześniejszych rozważań.

Bądź uważny

i precyzyjny jak pilot

W kończącym się właśnie okrojonym kursie psychologii inwestowania zdecydowanie najwięcej miejsca zajęło opisywanie ludzkich przypadłości. Choć w normalnym życiu wady te niekoniecznie utrudniają nam funkcjonowanie, to na parkiecie jednak obniżają nasze szanse na sukces.

Uprzednio zajęliśmy się tendencyjnością w doborze informacji, nadmiernym optymizmem, iluzorycznym poczuciem kontroli, skrzywioną perspektywą zysków i strat, zachowaniami stadnymi oraz problemami z efektywnym przetwarzaniem informacji. Godząc się na pewnego rodzaju uproszczenie, można stwierdzić, że spośród sześciu opisanych dolegliwości, pięć należało "leczyć" rozumem i racjonalnym podejściem. Tylko jedna wada - problem z efektywnym przetwarzaniem informacji - wymagała od nas uruchomienia odrobiny intuicji. Użyta wcześniej analogia do helikoptera jest w pełni uzasadniona. Chcąc dobrze inwestować, musimy tak jak pilot ciągle kontrolować wiele mierników i zegarów. Różnica polega na tym, że pilot kontroluje maszynę, a inwestor powinien skupić się na sobie samym. Zadanie utrudnia nam ograniczona uwaga. Zazwyczaj nie jesteśmy w stanie w tym samym czasie przyglądać się wszystkim naszym mentalnym wskaźnikom. Musimy regularnie co jakiś czas patrzeć na to, co dzieje się na każdym zegarze, i odpowiednio reagować na zachodzące zmiany. Nie jest to proste.

Chciałbym też przestrzec przed uproszczonym podejściem do rozwiązywania opisanych problemów. W pięciu kwestiach na sześć należy posługiwać się twardą logiką. Nie znaczy to jednak, że wystarczy rzucić kostką do gry i gdy wypadną dwa albo więcej oczek, to podchodzimy racjonalnie, a jeśli wypadnie jedynka, to zdajemy się na intuicję. Każda z naszych inwestycyjnych dolegliwości została konkretnie opisana. Powinniśmy każdą z nich umieć w sobie zdiagnozować i nauczyć się reagować adekwatnie do problemu.

Smutna prawda jest taka, że większość inwestorów niesłusznie uważa, że opisywane wady "mnie nie dotyczą". Trudno. Ich strata.

Psychologia inwestowania

- eee... takie to niekonkretne

To fakt. Psychologia to nie matematyka.

Czasami mam ochotę na ciastko, a czasami jej nie mam. Psycholog powinien oba te przeciwstawne zachowania umieć wytłumaczyć. Powinna także powstać teoria, która z pewnym prawdopodobieństwem przewidzi moje cukiernicze priorytety. Jednak na razie funkcjonowanie człowieka pozostaje ciągle dużą tajemnicą. Stąd odnośnie do moich preferencji ciastkowych może powstać kilka równie dobrych, choć miejscami sprzecznych ze sobą teorii. Taka jest psychologia.

Proponuję jeszcze drugie porównanie. Dwa tysiące lat temu fizyka raczkowała i nie było mowy o empirycznym udowodnieniu istnienia atomu. Jednak te nieudowodnione atomy przecież istniały. Człowiek i jego psychika to ogromnie skomplikowana struktura, składająca się z jakichś elementów, których wciąż nie jesteśmy w stanie dojrzeć. Można przypuszczać, że upłyną jeszcze setki lat, zanim empirycznie zaczniemy odkrywać istnienie "psychologicznych atomów".

Na marginesie tylko dodam, że mam nadzieję, że zawsze pozostanie jakiś niezrozumiały kawałek naszego człowieczeństwa, który będzie odróżniał nas od maszyny.

Wracając do giełdy. Faktem jest, że psychologia giełdy nie dostarcza żadnych nowych strategii inwestycyjnych. Wszystkie propozycje przewijające się przez psychologiczne rozważania ekonomiści gdzieś już wcześniej rozpatrywali. Moim zdaniem, siłą psychologii inwestowania jest skupienie się na tym elemencie, który znajduje się między aparatem decyzyjnym a decyzją - na człowieku.

Tradycyjny model inwestowania do tej pory nie doceniał istoty tego jakże ważnego ludzkiego czynnika. Badacze z praktyką psychologiczną zwrócili jednak uwagę na nasze lęki, fantazje, uczucia oraz powszechne błędy w logicznym rozumowaniu. One mają przeogromny wpływ na zyskowność podejmowanych na giełdzie działań. To jest ten konkret dostarczony przez psychologów - wskazanie problemów i obszarów w naszej mentalności, na które inwestor powinien uważać.

Warto dodać, że zaangażowanie psychologii w problematykę rynków finansowych jest stosunkowo nowym zjawiskiem. Możemy śmiało liczyć na to, że z biegiem lat nasza wiedza będzie rosła.

Kończąc niniejszy cykl, chciałbym podziękować wszystkim Czytelnikom za zainteresowanie i cierpliwość. Życzę także umiejętności zachowania dystansu do giełdy. To bardzo pomaga w inwestowaniu.

Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy
Gospodarka
„W 2024 r. surowce podrożeją. Zwyżki napędzi ropa”
Gospodarka
Szef Fitch Ratings: zmiana rządu nie pociągnie w górę ratingu Polski
Gospodarka
Czy i kiedy RPP wróci do obniżek stóp?
Gospodarka
Złe i dobre wieści przed COP 28