Nowa (Nieudana) Umowa Kapitałowa

Amerykanie po analizie skutków wprowadzenia nowych regulacji odpuścili sobie ich wdrażanie. Co wydarzy się u nas?

Publikacja: 27.01.2007 10:54

Banki, a ściśle biorąc ich oszczędzający klienci, na początku tego stulecia zostały obdarowane przez Bazylejski Komitet ds. Nadzoru Bankowego nową koncepcją ochrony depozytów na miarę XXI wieku. Prace zapoczątkowane u schyłku poprzedniego stulecia, teraz nabrały prawnego unijnego kształtu i, na razie, na gruncie polskim, projektu uchwały KNB.

Celem Nowej Umowy Kapitałowej (NUK) miało być wprowadzenie precyzyjniejszej wyceny ryzyka bankowego i tym samym weryfikacji obecnych wymagań kapitałowych, choć nie ich podwyższanie. W podtekście uważano, że nowa metodologia szacowania ryzyka obniży potrzeby kapitałowe, kompensując w ten sposób niebagatelne koszty jej implementacji. Ostateczny kształt tej regulacji nie rokuje najlepiej, przynajmniej dla polskiego sektora bankowego. Także Amerykanie po analizie skutków wprowadzenia NUK odpuścili sobie jej wdrażanie, mimo że to oni byli pomysłodawcami niektórych rozwiązań (wprowadzenia chociażby agencji ratingowych do oceny ryzyka kredytowego).

Firmy ratingowe rosną w siłę

Jedną z najważniejszych nowości w NUK jest dopuszczenie w tzw. metodzie standardowej kalkulowania ryzyka kredytowego na podstawie ocen dokonywanych przez zewnętrzne instytucje wiarygodności kredytowej. Uznano więc, że to firmy ratingowe bazujące zwykle na dość ogólnych informacjach będą de facto wyznaczać, poprzez nadawane oceny, potrzeby kapitałowe w bankach. Oznacza to, że dla nadzoru bankowego są wiarygodniejsze od banku, który decyzje kredytowe podejmuje, gromadząc wszechstronne informacje dotyczące swoich klientów i projektowanych przez nich przedsięwzięć biznesowych. Trudno akceptować taki pogląd. Jednocześnie w takim kraju jak Polska, o nie najwyższym ratingu, dochodzą dodatkowe komplikacje, inne podmioty (bez względu na ocenę ratingową) bowiem nie mogą mieć niższej wagi ryzyka niż Skarb Państwa. Już ta okoliczność implikuje niekorzystne dla polskich banków skutki kapitałowe, które pogłębiają konserwatywnie zaprojektowane krajowe rozwiązania.

Regulator międzynarodowy (z Bazylei i Brukseli) stworzył możliwość stosowania przez banki metody wewnętrznych ratingów. Użycie tej metody wymaga spełnienia wielu warunków i ostatecznej akceptacji przez lokalnego nadzorcę. O skali wymagań i komplikacji niech świadczy opis metody wewnętrznych ratingów zajmujący 44 strony w polskim projekcie regulacji i niewiele mniej w dyrektywie unijnej. Można sobie wyobrazić ciężar podjętego wysiłku, wymagającego poniesienia sporych kosztów i co najmniej trzech lat stosowania danego systemu ratingowego bez pewności, że uzyskamy premię w postaci niższych wymogów kapitałowych. Czy jest więc sens podejmowania takiego ryzyka? W sposób naturalny narażamy się na nowy rodzaj ryzyka podjęty w NUK - ryzyko operacyjne.

Mało nowatorskie odkrycie

Ryzyko operacyjne, niewątpliwie nowa kategoria, ale jego definicja jest niezbyt finezyjna i odkrywcza. Wskazuje ona bowiem na możliwość poniesienia strat w rezultacie niedostosowania lub zawodności wewnętrznych procesów, ludzi i systemów lub zdarzeń zewnętrznych, a ponadto swoim zasięgiem obejmuje również ryzyko prawne. Nie sądzę, aby do tej pory takiej świadomości nie było wśród zarządzających bankami. Oczywiście, współczesna technologia bankowa, a zwłaszcza rozwój systemów informatycznych, niosąca ze sobą powszechnie znane ułatwienia w zarządzaniu, rodzi także wiele niewątpliwych zagrożeń, które należy identyfikować i skutecznie redukować. Jest to znak obecnych czasów, jak zresztą każdy inny okres mający swoje dobrodziejstwa i naturalnie z tym związane zagrożenia. Ale przecież zarządzanie każdą instytucją i w każdym okresie historycznym polega na świadomym poszukiwaniu słabości w bieżącej działalności, które mogą prowadzić do strat, nie mówiąc o poniesionych już stratach. Zatem odkrycia poczynionego w kolejnej odsłonie umowy kapitałowej z rodowodem bazylejskim nie można zaliczyć do szczególnie nowatorskich, delikatnie mówiąc.Jednocześnie pojemność definicyjna tej kategorii - wchłaniająca nieomal wszystkie aspekty biznesu bankowego - rodzi niewyczerpane komplikacje przy kwalifikowaniu pojawiających się zdarzeń do poszczególnych rodzajów ryzyka. Racjonalne rozróżnienie powstałych zagrożeń i ich właściwe przydzielenie do ryzyka kredytowego i rynkowego lub operacyjnego będzie nie lada dylematem. Coś w rodzaju o wyższości świąt wielkanocnych nad świętami Bożego Narodzenia albo na odwrót. Pomysł z ryzykiem operacyjnym w wydaniu bazylejskim do najlepszych nie należy. Byłoby pół biedy, gdyby wywoływał jedynie mętlik pojęciowy i kwalifikacyjny. Jednak realną konsekwencją tej nowej formy ryzyka jest kolejny wymóg kapitałowy liczony w interesujący sposób, czyli jako iloczyn osiąganego wyniku finansowego (w formie zbliżonej do wyniku z działalności bankowej) i stałych wskaźników 12-18 proc. Logika by nakazywała, że ograniczanie ryzyka operacyjnego poprzez usprawnianie zarządzania ma prowadzić do lepszych wyników, ale tutaj końcowym rezultatem efektywnego zarządzania ryzykiem operacyjnym jest? wyższy wymóg kapitałowy. Doprawdy trudno zrozumieć logikę tego bazylejskiego pomysłu. Chyba że świadomie chodziło o zbudowanie samoczynnego mechanizmu nakręcania potrzeb kapitałowych w sektorze bankowym, coś na wzór? perpetuum mobile. Sumując, w mojej ocenie, brakuje elementarnej logiki w pomyśle na ryzyko operacyjne. Można odnieść wrażenie, że przy użyciu tej kategorii próbuje się zbudować asekuracyjny mechanizm utrzymania istniejących wymagań kapitałowych na wypadek, gdyby po wprowadzeniu nowej kalkulacji kapitału na ryzyko kredytowe spadły minimalne potrzeby kapitałowe w bankach.

Drugi zawór bezpieczeństwa

Gdyby jednak jakimś cudem, w wyniku zastosowania wewnętrznych systemów ratingowych do oceny ryzyka kredytowego oraz zaawansowanych metod do szacowania ryzyka operacyjnego, nastąpiło obniżenie wymogów kapitałowych, wmontowano drugi zawór bezpieczeństwa - kapitał wewnętrzny (ekonomiczny) jako kolejną nowość NUK. Samo pojęcie kapitału ekonomicznego w literaturze bankowej funkcjonuje od dawna, ale teraz staje się kategorią prawną. Pojęcie to wcześniej wprowadzono dla odróżnienia od kapitału regulacyjnego, który wynikał z regulacji bankowych. Rodzi się teraz dylemat, kapitał ekonomiczny bowiem stając się normą prawną nabiera tym samym charakteru regulacyjnego. Poważniejsze konsekwencje niesie zawartość pojęciowa, według której nakazuje się identyfikowanie wszelakich istotnych rodzajów ryzyka zarówno w działalności bankowej, jak i jego otoczeniu, które należy wycenić i następnie pokryć właśnie tym kapitałem ekonomicznym. Zapis o fundamentalnym znaczeniu w projektowanej zmianie Prawa bankowego stanowi, że funduszami własnymi banku jest jedna z wyższych wartości: suma wymogów kapitałowych z tytułu poszczególnych rodzajów ryzyka lub oszacowany przez bank kapitał wewnętrzny.

Warto podkreślić, że minimalne wymogi kapitałowe wynikające z tzw. I filaru służą do pokrycia zaledwie kilku rodzajów ryzyka, a kapitał wewnętrzny ma absorbować pozostałe kilkanaście typów ryzyka wymienionych w filarze II. Polski regulator w swoim projekcie zmian do Prawa bankowego inicjatywę w ustaleniu wielkości kapitału wewnętrznego oddaje pozornie samym bankom (stąd kapitał wewnętrzny), ale zarezerwował sobie prawo ostatecznej jego weryfikacji i możliwości nakładania na banki dodatkowych wymogów kapitałowych ponad minimalne potrzeby kapitałowe. Jaki to kapitał wewnętrzny, skoro nadzór bankowy będący instytucją zewnętrzną dokonuje finalnych rozstrzygnięć? Mamy więc do czynienia z zupełną swobodą nadzoru bankowego do ustalania wymogów kapitałowych w bankach.

Świętowania nie będzie

Praca nad NUK, w Bazylei i strukturach unijnych, trwała 9 lat, w Polsce chyba zakończy się równo w 10. rocznicę, nasz parlament bowiem nie zdążył z niezbędną nowelizacją Prawa bankowego przed końcem roku. Ale nie sądzę, aby było co świętować. Dotychczasowe prace zapewne niemało musiały kosztować, implementacja w instytucjach kredytowych pochłonie spore wydatki, nie oszczędzając nawet najmniejszych banków prowadzących nieskomplikowaną działalność. Śmiem wątpić, czy zaproponowana koncepcja wzmocni bezpieczeństwo naszych oszczędności lokowanych w bankach, a taki cel powinien przyświecać regulatorom bankowym, tym międzynarodowym i lokalnym. Niewątpliwie podroży koszty funkcjonowania banków, a ściśle biorąc - podniesie koszty klientów korzystających z usług bankowych. Nie sądzę także, aby podnoszenie wymogów kapitałowych miało być każdorazowym lekarstwem nadzorczym aplikowanym na wszelakie mniej lub bardziej rzeczywiste dolegliwości banków (kłania się znana wszystkim po odbytej służbie wojskowej analogia z lekarzem koszarowym).

Według mnie, w zaproponowanym rozwiązaniu nie wykorzystano szansy, aby zbudować mechanizm efektywnej alokacji kapitału bankowego poprzez integrowanie ryzyka i dochodowości. Można więc mówić nie tyle o Nowej, ile Nieudanej Umowie Kapitałowej. Skrót NUK został zachowany, ale przecież nie o to chodziło. Szkoda?

Doradca prezesa BOŚ

Tekst jest wyrazem poglądów autora, a nie instytucji w której pracuje.

Gospodarka
Podatek Belki zostaje, ale wkracza OKI. Nowe oszczędności bez podatku
Gospodarka
Estonia i Polska technologicznymi liderami naszego regionu
Gospodarka
Piotr Bielski, Santander BM: Mocny złoty przybliża nas do obniżek stóp
Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
Materiał Promocyjny
Jak sfinansować rozwój w branży rolno-spożywczej?
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024