Kursy akcji chińskich spółek spadły wczoraj najbardziej od prawie dwóch lat. Bezpośrednią przyczyną takiej przeceny była wypowiedź jednego z czołowych tamtejszych polityków. Cheng Siwei, wiceprzewodniczący parlamentu i wpływowa osobistość w pekińskich kołach finansowych, powiedział na konferencji w Dubaju, że chińskie akcje są przewartościowane. Inwestorzy odebrali to jako poważne ostrzeżenie, że rząd będzie starał się powstrzymać napływ pieniędzy na rynek kapitałowy.
- Już mamy tu bańkę mydlaną. Stąd coraz większe obawy, że rząd zdecyduje się na interwencję, by ją przestrzelić - powiedział agencji Bloomberga Zhang Ling, zarządzający w pekińskim oddziale ICBC Credit Suisse Asset Management.
Chińskie akcje w minionym roku zdrożały o 130 proc., a w styczniu padł rekord dziennych obrotów. Wczoraj indeks Szanghaj i Shenzhen 300, w skład którego wchodzą denominowane w juanach akcje spółek notowanych na tych dwóch największych chińskich giełdach, spadł o 6,5 proc. W rezultacie styczniowy wzrost tego wskaźnika został ograniczony do 17 proc. Wczorajsza zniżka była największa od kwietnia 2005 r., kiedy wprowadzono ten indeks.
Cheng powiedział, że tylko 30 proc. spółek notowanych na giełdzie w Szanghaju odpowiada zachodnim standardom inwestycyjnym. Zapewniał, że nie można administracyjnymi posunięciami zmieniać ludzkich zachowań, a rynek oparty jest na takich właśnie zachowaniach. Dodał, że w czasie hossy ludzie inwestują dość nieracjonalnie. - Każdy myśli, że wygra. Dla wielu zakończy się to jednak stratą. Ale to ich ryzyko i ich wybór - podkreślił.
Wiadomo, że nie wystarczą same ostrzeżenia, i dlatego Chińska Komisja Nadzoru Bankowego sprawdza, czy kredyty zaciągane na zakup samochodu czy domu nie są wykorzystywane do inwestowania w akcje. Sprawdza się także używanie kart kredytowych do finansowania zakupu papierów.