Weekendowa Analiza Futures

Publikacja: 02.02.2007 17:26

Marek Pryzmont

Są dwie szkoły uzasadniania świetnego zachowania warszawskich indeksów w

styczniu. Część analityków rynkowej siły poszukuje w zaskakująco wysokiej

dynamice wzrostu gospodarczego i świetnej kondycji giełdowych spółek.

Pozostali styczniową siłę rynku uznają za realizację "efektu stycznia".

Oczywiście każdy miesiąc ma takie swoje mity, ale w tym wypadku

historycznie

patrząc faktycznie jest to najlepszy dla akcji okresu na GPW. Do tego

analogiczna sezonowość występuje również na zachodnich parkietach, a w tym

roku wszystko przyprawione zostało wciąż utrzymującym się brakiem silnego

optymizmu we wskaźnikach sentymentu podczas kreślenia nowych szczytów

hossy.

Według kontrarian taki układ dodatkowo wspiera rynki akcji. Prawda jak

zawsze leży gdzieś po środku, choć mnie osobiście bliżej do tej drugiej

interpretacji, o czym szerzej pisałem w poprzednich analizach. Niestety, w

przypadku kontynuacji dynamicznych wzrostów indeksu WIG20 także w lutym,

inwestorzy powinni wykorzystać nowe szczyty hossy do zredukowania udziału

akcji w portfelu i przygotowania się na nawet 10 proc. korektę. W wersji

optymistycznej, byłaby to kilkumiesięczna konsolidacja pod szczytami.

Nowe szczyty hossy wykreślone w zeszłym tygodniu zainicjowane zostały m.in.

przez wyniki BRE Banku. Osiągnięcia banku mieszczące się w górnym

przedziale

prognoz pozwoliły inwestorom zdyskontować prawdopodobne (wcześniej równie

dobre wyniki podał Bank Millenium) pozytywne niespodzianki ze strony

największych banków. Nie twierdzę, że bezpodstawnie, a nawet można

oczekiwać, że przed kolejnymi publikacjami rozpocznie się jeszcze grzanie

rynku prowadzące nas na nowe szczyty hossy. Świetnych nastrojów na razie

nie

ma co popsuć. Następne najważniejsze raporty to dopiero wyniki za IV kw.

KGHM 14 lutego, BPH i PEO tydzień później, BZ WBK 22 lutego, PKO BP 23

lutego, oraz w końcu PKN 1 marca. Reakcja rynku na wyniki spółek

surowcowych

będzie ograniczona, gdyż dynamika zmian cen surowców jest w ostatnich

miesiącach bardzo duża i kursy tych spółek w dużej mierze kształtowane są

przez zachowanie cen miedzi i ropy. Kluczowe dla indeksu WIG20 będą banki,

których udział w indeksie przekracza 40 proc. Obawiam się, że pod koniec

lutego, gdy skończy się najkorzystniejszy dla akcji okres na GPW, zacznie

obowiązywać zasada "kupuj plotki, sprzedawaj fakty". W ostatnim tygodniu

inwestorzy przestali dyskutować o tym, czy wyniki spółek za IV kw. spełnią

oczekiwania analityków, ale zaczęło się obstawianie, jak mocno je

przekroczą. Sporo jest już w cenach.

Trzeba też zauważyć, że nowe szczyty hossy miały miejsce pomimo ostatniego

osłabienia złotego. Przypomnę, że od ponad roku indeks WIG20 wiernie

odwzorowuje zachowanie polskiej waluty. Niemal każdemu osłabieniu rodzimej

waluty towarzyszyła giełdowa korekta, a umocnienie złotego wspierało

wzrosty

cen akcji. Korelacja ta zachowana została nawet w miesiącach, gdy np.

umocnieniu złotego nie towarzyszył wcale napływ środków na GPW od

zagranicznych funduszy inwestycyjnych. Teraz nowe szczyty hossy WIG20 mają

miejsce w momencie, gdy koszyk złotego jest na poziomach, na których WIG20

ustanawiał styczniowy dołek. Natomiast wzrost WIG20 od 10 stycznia do

szczytów hossy z czwartkowego zamknięcia wynosi aż 12,7 proc. To z czasem

prowokować będzie do realizacji giełdowych zysków.

Na razie przed pesymistycznym scenariuszem broniły nas też amerykańskie

parkiety. Środowy komunikat FOMC przesłonił inwestorom wszystkie negatywne

wiadomości podnosząc giełdowe indeksy na nowe szczyty hossy i jednocześnie

obniżając rentowność amerykańsk Oczywiście

to

ostatnie to już subiektywna ocena. Amerykański bank centralny z jednej

strony ocenił, że presja inflacyjna ulegnie spowolnieniu, a z drugiej

uznał,

że sytuacja na rynku nieruchomości powoli się stabilizuje ("some tentative

signs of stabilization have appeared in the housing market"). Przypomnę, że

to właśnie rynek nieruchomości mógł przekreślić scenariusz "miękkiego

lądowania" amerykańskiej gospodarki. Giełdowi inwestorzy bezkrytycznie

uwierzyli w tą siłę amerykańskiej gospodarki, pomimo że dane z ostatniego

tygodnia pokazują, po jak cienkiej linii stąpa Fed.

Wstępny odczyt PKB w IV kw. pokazał wprawdzie, że dynamika wzrostu

przekroczyła prognozy analityków (3,0 proc.) i wyniosła aż 3,5 proc.

Ciekawszy w tej publikacji jest jednak fakt, że za 87 proc. tego wzrostu

odpowiadają wydatki konsumentów. Dlaczego stanowi to problem ? W czwartek

poznaliśmy dane o dochodach i wydatkach Amerykanów. Wydatki wzrosły w

grudniu o 0,7 proc. przy dochodach rosnących tylko 0,5 proc. Stopa

oszczędności spadła do poziomu minus 1,2 proc

WYKRES_PERSONAL_SAVING_RATE.gif , a w całym 2006 roku wyniosła minus 1,0

proc. Oznacza to, że amerykańscy konsumenci w zeszłym roku wydali nie tylko

wszystkie swoje dochody (po opodatkowaniu), ale też dodatkowo przejadali

oszczędności lub zwiększali kredyty. Wciąż pozwala na to "efekt bogactwa",

który nakręcany był przez rynek nieruchomości, a pałeczkę przejął teraz

rynek akcji. Taka wartość stopy oszczędności jest najniższa od czasów

"Wielkiej Depresji" (w 1933 roku stopa oszczędności wyniosła minus 1,5

proc.). Różnica w ocenie tych okresów jest jednak bardzo znacząca, bo w

czasie kryzysu bezrobocie sięgało 25 proc. i ujemna stopa oszczędności

wynikała z zaspokajania podstawowych życiowych potrzeb, a w obecnych

czasach

jest wynikiem spirali konsumpcji. Z jednej strony ta konsumpcja nakręca

amerykańską gospodarkę, ale druga strona medalu jest taka, że każda

przecena

rynku akcji lub rynku nieruchomości, oraz inne czynniki zmniejszające

skłonność Amerykanów do wydatków, mogą łatwo doprowadzić gospodarkę do

recesji. Wygląda na to, że Fed obawiając się takiego scenariusza próbuje

swoim optymizmem podtrzymać rynek akcji i zatrzymać spowolnienie na rynku

nieruchomości.

Optymizmu amerykańskiego banku centralnego nie potwierdził indeks

aktywności

biznesu na Środkowym Zachodzie USA (Chicago PMI). Zamiast oczekiwanego

wzrostu w styczniu z poziomu 51,6 pkt. do 52,0 pkt. indeks spadł do 48,8

pkt. Indeks zanotował wartości najniższe od kwietnia 2003 r., jednocześnie

poniżej 50 pkt, co oznacza recesję w sektorze. WYKRES_CHICAGO_PMI.gif

Subindeks nowych zamówień spadł z 56,4 pkt. do 46,3 pkt. a subindeks

zatrudnienia z 48,2 pkt. do 42,8 pkt. Potwierdzeniem kłopotów przemysłu był

indeks ISM pokazujący kondycję całego amerykańskiego przemysłu. Indeks

również zanotował wartość poniżej bariery 50 pkt. (49,3 pkt.) nie mieszcząc

się nawet w najbardziej pesymistycznych prognozach. WYKRES_ISM.gif

Analitycy tak słaby odczyt tłumaczą spadkiem zapasów, ale nawet jeśli to

uwzględnić, to nie są to wartości, które uzasadniałyby optymizm Fed.

Oczywiście sektor przemysłowy nie jest kluczowy z punktu widzenia

amerykańskiej gospodarki. To indeksy emerging markets powinny takich danych

najmocniej się przestraszyć, gdyż zwiastuje to niższe zapotrzebowanie

przemysłu na surowce, a tym samym spadek ich cen, na co rynki wschodzące są

szczególnie wyczulone. Ostatnie odreagowanie cen ropy i miedzi nie powinno

mieć trwałego charakteru.

[email protected]

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy