Na amerykańskim parkiecie wciąż brakuje sygnałów pomagających znaleźć odpowiedź, czy naturalne zresztą, po kilkunastoprocentowym wzroście od połowy minionego roku, zwolnienie tempa wzrostu jest zapowiedzią korekty, czy też jedynie zbieraniem sił przed kolejną fazą ruchu w górę. Tej odpowiedzi nie pomagają znaleźć inne rynki. Mimo pewnego złagodzenia antyinflacyjnej retoryki przez Fed i lepszych danych na ten temat (zmiana wskaźnika cen odzwierciedlającego wydatki konsumenckie obniżyła się w grudniu do 2,2 proc. w skali rocznej, czyli jest coraz bliżej 2-proc. progu akceptowanego przez władze monetarne) dolar wcale nie osłabł, a rentowność 10-letnich obligacji odnotowała kosmetyczny spadek, biorąc pod uwagę skalę zwyżki trwającej od dwóch miesięcy. To jednak może być równie dobrze wynikiem większej wiary inwestorów w amerykańską gospodarkę. To tłumaczyłoby siłę giełd.
Jednocześnie bilans publikowanych ostatnio danych makroekonomicznych nie jest jednoznaczny. Wydatki budowlane w grudniu dalej spadały i w ujęciu rocznym ich zmiana pierwszy raz od czterech lat była ujemna. Dynamika wydatków konsumenckich nieco się poprawiła, ale i tak z dłuższej perspektywy widać ich osłabienie w porównaniu z I połową minionego roku. Przestały poprawiać się wskaźniki zaufania konsumentów. Stopa oszczędności nadal jest głęboko ujemna. Wskaźnik ISM wrócił poniżej 50 pkt. Pozytywnym objawem jest natomiast utrzymywanie się w bardzo dobrej kondycji rynku pracy. To jednak będzie podtrzymywać obawy przed dalszym wzrostem płac i w efekcie wywieraniem presji na marże przedsiębiorstw. W takiej sytuacji będziemy nadal świadkami słabszego tempa rozwoju gospodarki USA. Wobec tego z punktu widzenia globalnej koniunktury wzrasta znaczenie kondycji innych kluczowych gospodarek. Niepokojąca w tym kontekście jest przecena na chińskiej giełdzie z ostatnich dni, która może być odbiciem powrotu obaw przed dalszymi krokami zmierzającymi do ograniczania tempa rozwoju tamtejszej gospodarki.