Partia Reform obecnego premiera Estonii Andrusa Ansipa, który jest za utrzymaniem podatku liniowego, zdobyła w weekendowych wyborach najwięcej, 27,8 proc. głosów. Partię Centrum, która chce powrotu do podatku progresywnego, poparło 26,1 proc. wyborców.
- Nie chcę spekulować, jak będzie wyglądał nowy rząd - mówi Kristen Michal, główny sekretarz zwycięskiej Partii Reform. Możliwe więc, że podobnie jak w czasie mijającej kadencji parlamentu, koalicyjny gabinet stworzą razem Partia Centrum i ugrupowanie Andrusa Ansipa. Ponieważ ich programy wyborcze były jednak skrajnie różne, będą musiały szukać kompromisu.
Partia Reform, nie dość, że jest za utrzymaniem podatku liniowego, to chce go jeszcze obniżyć. Obecnie wynosi on 22 proc. dochodu, a w 2015 r. miałby spaść do zaledwie 10 proc. Ansip chce w ten sposób zachęcić zagraniczne koncerny do inwestowania w Estonii i utrzymać wysokie tempo wzrostu gospodarczego.
Obecny minister gospodarki Edgar Savisaar, lider Partii Centrum, obawia się, że niższe podatki za bardzo nakręcą popyt, a to przełoży się na wzrost inflacji. Jest więc za podnoszeniem obciążeń fiskalnych, przy czym więcej mieliby płacić przede wszystkim najzamożniejsi. Nie wydaje się skory do ustępstw. Savisaar bierze też pod uwagę różne warianty koalicji.
Partia Reform zdobyła 31 miejsc w 101-osobowym parlamencie. Partia Centrum o dwa mandaty mniej. Kluby mogą więc razem stworzyć większościowy rząd. Jeżeli się nie dogadają, to Ansip może spróbować stworzyć gabinet z partiami Res Publica Union i Ojczyzna. W takim wypadku rząd będzie mieć poparcie jednak tylko 50 parlamentarzystów, a więc o jednego za mało, by nie przejmować się zdaniem opozycji.