Inwestorzy nabrali ostatnio podejrzeń, czy rynek akcji - kura, która miała znosić złote jajka - nie okazała się przypadkiem kaczką po szanghajsku. Na dodatek roznoszącą ptasią grypę rynków finansowych - zwątpienie.
Nałożenie się kilku negatywnych sygnałów spowodowało, że czynniki, które do tej pory były ignorowane, nagle kłują w oczy swoim znaczeniem. Wzrost cen nieruchomości, koniec ery taniego jena, dynamika wzrostów na giełdach w Chinach, a nawet problemy rynku kredytowego "subprime lenders" w USA były już wcześniej tematem rozważań analityków. Wielu z nich od dawna wskazywało na zagrożenie ochłodzenia klimatu inwestycyjnego. Byli w większości ignorowani, stojąc naprzeciw silnych grup zainteresowanych nakręcaniem optymizmu. Czasem kosztem przekręcania wymowy faktów i historii.
Niejednoznaczność danych makro znacznie ułatwia używanie ich do własnych celów, szczególnie komuś, kto dysponuje zapleczem public relations czy tłustym budżetem marketingowym. Na przykład: można się cieszyć pięciokrotnym wzrostem wartości oszczędności gospodarstw domowych lub martwić dziesięciokrotnym wzrostem ich zadłużenia. Można dyskontować eksplozję eksportu lub narastające uzależnienie od importu, które łącznie z saldem przepływów finansowych obciąża coraz bardziej bilans płatniczy Polski. Każde dane mają najczęściej dwa oblicza. Rządzący politycy uwielbiają publicznie napawać się tymi dobrymi wskaźnikami. To przypadłość demokracji. Jeśli wskaźniki nie wystarczają, to wspiera się je dynamiką. A jeśli dynamika jest za mała - coraz lepsze są plany lub perspektywy. Społeczne poparcie dla władzy zależy od poziomu optymizmu i rozbudzonych nadziei, które w sondażach zastępują kilka punktów z tytułu nieosiągniętej poprawy dobrobytu. W przypadku rynków finansowych podawane są inwestorom zamiast lepszych wyników spółek. Przewaga dobrych danych ułatwia zadanie. Na fali rozbudzonych oczekiwań rośnie popyt, który stymuluje dodatkowy wzrost na zasadzie samospełniającej się przepowiedni.
Optymistyczne interpretacje uzasadniały wieloletnie wzrosty wycen giełdowych oraz na rynku nieruchomości w Polsce. W obliczu ofensywy medialnej inwestorzy na długo przestali zauważać te wskaźniki, które mogły budzić niepokój. Większość niejasnych informacji była zamiatana pod kolorowy dywan analiz i raportów uzasadniających coraz odważniejsze tezy grup zainteresowanych utrzymaniem dobrego nastroju lub stymulowaniem popytu. Gospodynie wiedzą, że śmieci sprzątnięte pod dywan prędzej czy później przestaną się tam mieścić. Nie pozwalają też wybierać rodzynków z ciasta, by nie okazało się, że ostatni goście będą wspominać jedynie zakalec.
Skutki polityczne ignorowania niepokojących danych rzadko kończą się wariantem budapeszteńskim, rozstrzygnięcia następują zazwyczaj zgodnie z kalendarzem wyborczym. Inaczej jest w przypadku innej formy demokracji - głosowania pieniędzmi. Tu zawiedzione nadzieje wywołują znacznie szybsze efekty. W obliczu niepewności następuje szybkie odkrywanie rzeczywistości poprzez szukanie alternatywnych źródeł informacji i negatywnych czynników - co w konfrontacji z rozdmuchanym optymizmem prowadzi do wielu zachowań emocjonalnych.