Jeśli zapytać przedstawicieli austriackiego OMV, węgierskiego MOL-a i polskiego Orlenu, który z koncernów paliwowych w Europie Środkowej powinien pełnić rolę integratora, odpowiedź będzie w każdym przypadku taka sama (co nie oznacza, że zgodna): Nasz! Tak było pięć lat temu i tak jest teraz, o czym najlepiej może świadczyć ostatnia przymiarka firmy z Wiednia do przejęcia budapeszteńskiego konkurenta.
Austriacy usłyszeli od MOL-a "nem", czego zapewne się spodziewali. To samo zresztą Madziarzy powiedzieliby także Orlenowi, gdyby to nasz koncern wystąpił teraz z podobną propozycją. Idę o zakład, że i inne możliwe propozycje przejęć w tym trójkącie wywołałyby identyczne reakcje, z tą tylko różnicą, że odpowiedzi brzmiałyby "nie" lub "nein".
Od lat samo zasugerowanie przejęcia jednego z tych trzech koncernów przez inny, rodzi reakcję alergiczną. Czy to dobrze? Czy tak musi być?
Chyba nie. Austriacy mają rację, przekonując, że współpraca z MOL-em może dać wartość dodaną. Czy tym razem mają silniejsze argumenty niż wcześniej? To się zapewne okaże. A może - w razie niepowodzenia (lub powiedzenia) węgierskiej próby - spojrzą ku Polsce? Przecież także współpraca z Orlenem może dać wartość dodaną. Może zawczasu warto się nad tym zastanowić?
Przypomnę w tym miejscu tylko jedną, choć istotną różnicę między OMV i MOL-em a koncernem z Płocka: zarówno Austriacy, jak i Węgrzy mają dostęp do własnych złóż ropy, a Orlenu - po przejęciu litewskiej rafinerii Możejki - na wydobycie na razie nie stać i pewnie nie będzie stać jeszcze kilka lat.