Pytasz czasem, Drogi Czytelniku, co myślę o Elektrimie i jego sprawach. Jeśli już chcesz wiedzieć, mam z tym pewien kłopot.
Gdybym był znakomitym prawnikiem, a przy tym miał wiele czasu i fachową kancelarię do pomocy, mógłbym się pewnie dowiedzieć nie tylko, ile procesów i gdzie ma Elektrim, ale jeszcze byłbym zdolny pojąć, o co w nich chodzi. Wiedziałbym, co znaczy rejestr, arbitraż, apelacja, odwołanie, zażalenie, instancja czy roszczenie. Mógłbym zyskać nawet jakieś wyobrażenie o tym, komu i jakie pieniądze należą się od spółki. Lub - co należy się spółce. Mówiąc po ludzku, wiedziałbym, choćby z grubsza, na jakim gruncie giełdowy koncern stoi.
Gdybym był znakomitym analitykiem, księgowym czy audytorem - a najlepiej każdym z nich po trochu - i miał przy tym bardzo wiele czasu, nadto dział analiz czy firmę doradczą do pomocy, prześledziłbym mnóstwo zdarzeń z wielu lat działalności Elektrimu. Wtedy umiałbym, być może, odpowiedzieć na pytanie, jakie transakcje na jakim są etapie, a także jakie mogą być ich skutki i gdzie tkwiły ich przyczyny.
Rozumiałbym przy tym zawiłe kwestie rachunkowe lub choćby - mógł sobie wyrobić jakieś zdanie na ich temat. Miałbym po prostu przynajmniej blade pojęcie o sytuacji finansowej koncernu. Gdybym dodatkowo korzystał z pomocy znakomitego prawnika - mógłbym zastanowić się, nie tylko jaka jest, ale i jaka może być sytuacja finansowa Elektrimu.
Gdybym był znakomitym detektywem lub wywiadowcą gospodarczym (jeśli tak się nazywa pracownik wywiadowni), a przy tym nudziłbym się jak mops, mógłbym - kto wie - ustalić, jakie są naprawdę aktywa Elektrimu, co się z nimi dzieje, gdzie są "zaparkowane", a gdzie zastawione, czy sprzedane, dlaczego i na jakich warunkach oraz - co komu do nich.