W piątek do notowań na warszawskim parkiecie weszły akcje firmy deweloperskiej LC Corp. Giełdowy debiut kolejnej spółki "ze stajni" Leszka Czarneckiego (sygnowanej zresztą w nazwie jego inicjałami) trudno jednak uznać za udany. Na zamknięciu pierwszej sesji za jej papiery płacono prawie o 7 proc. mniej, niż kosztowały w ofercie publicznej.
Za dwa tygodnie na GPW ma zadebiutować inna firma - podobnie jak LC Corp - sprzedająca na razie tylko obietnice i również wspierana nazwiskiem znanego inwestora. Czy pójdzie tą samą drogą co deweloper?
Więcej różnic niż podobieństw
Zdaniem analityków, choć podobieństwa między LC Corp a Petrolinvestem są łatwo zauważalne, obie spółki więcej jednak dzieli, niż łączy. - Deweloperów jest na GPW multum, a spółek wydobywających ropę naftową nie. Firmy, która byłaby w jakikolwiek sposób podobna do Petrolinvestu na warszawskim parkiecie nie ma - mówi Flawiusz Pawluk z Domu Maklerskiego BZ WBK. - Różnica polega również na wielkości obu ofert. LC Corp sprzedał prawie 10 razy więcej akcji niż spółka Ryszarda Krauzego - dodaje analityk.
Właśnie wielkość emisji świadczy, jego zdaniem, o tym, że wprowadzenie Petrolinvestu na warszawski parkiet nie ma być "skokiem na kasę". Przypomnijmy, że nowi akcjonariusze firmy mają objąć papiery stanowiące zaledwie ok. 9 proc. kapitału. - Wiadomo, że w tym biznesie trzeba podjąć ryzyko i spółka wyraźnie o tym mówi - wyjaśnia specjalista z DM BZ WBK. - Dlatego oferta wygląda wiarygodnie. Sądzę, że jest fair - dodaje.