Inni akcjonariusze, żeby zrobić na uczestnikach rynku dobre wrażenie, są gotowi pogodzić się z długoterminowym lock-upem.
Najdłużej, bo aż 5 lat, blokada akcji obowiązywać będzie udziałowców handlującej odzieżą i sprzętem sportowym spółki Intersport Polska, ale nie dotyczy ona wszystkich akcji. Kluczowi udziałowcy (osoby fizyczne) zobowiązali się, że przez pięć lat od dnia zawarcia umowy inwestycyjnej ich zaangażowanie nie spadnie poniżej 50 proc. Teraz kontrolują 64,4 proc. kapitału. Dodatkowo inwestor finansowy ITC zobowiązał się nie zejść poniżej 10 proc. w ogólnej liczbie głosów (obecnie ma 25 proc.).
Na wypadek sprzedaży akcji przez któregoś z udziałowców w liczbie, na którą lock-up zezwala, strony ustanowiły wzajemne prawo pierwszeństwa zakupu. Obowiązuje 10 lat.
Więzi mocniejsze niż umowy
Często zdarza się, że kluczowi udziałowcy, którzy tworzyli firmę od podstaw, bardzo niechętnie pozbywają się jej walorów. W takich przypadkach lock-up nie stanowi dla nich żadnego problemu. Tak jest m.in. w przypadku Foty. Bogdan Fota i jego żona Lucyna Fota, do których przed ofertą publiczną należało 100 proc. akcji dystrybutora części zamiennych do samochodów (teraz kontrolują 73,59 proc.), zobowiązali się, że nie sprzedadzą udziałów przez 24 miesiące od debiutu. - Nie planujemy sprzedaży walorów nawet po zakończeniu trwania lock-upu - deklaruje dziś Bogdan Fota.
Kłopotliwe naruszenie umowy
Co grozi za złamanie zobowiązań wynikających z lock-upu? Jak już wskazaliśmy, w przypadku "miękkiej" blokady - właściwie nic. - Akcjonariusze często wyrażają tylko zamiar, deklarują, że nie będą sprzedawać akcji. Ale zamiar może się zmienić. W takiej sytuacji można tylko takie praktyki piętnować. Rynek potrafi ocenić akcjonariusza, który nie dotrzymuje słowa. Zaufanie na rynku jest bezcenne - przestrzega Łukasz Dajnowicz z KNF.
W przypadku umowy z oferującym, kwestię odpowiedzialności regulują jej zapisy. Zwykle mówią o karach umownych (pieniężnych) na wypadek niedotrzymania zobowiązania. Możliwe są też inne rozwiązania. Na przykład osoby prawne, akcjonariusze debiutującego w lipcu na GPW eCardu, zobowiązały się nie sprzedawać akcji do 30 czerwca 2007 roku, z kolei osoby fizyczne - do 30 czerwca 2008 r. W przypadku niedotrzymania umowy strona, która ją naruszy, będzie zobowiązana wypłacić inwestorom, którzy kupili akcje w ofercie publicznej (i nie sprzedali ich odpowiednio do 30 czerwca 2007 r. lub do 30 czerwca 2008 r.), różnicę pomiędzy ceną akcji w dniu poprzedzającym naruszenie postanowień umowy a ceną tych akcji odpowiednio 30 czerwca 2007 r. lub 30 czerwca 2008 r. W celu zabezpieczenia przyjętych na siebie zobowiązań każdy z akcjonariuszy zgodził się zdeponować posiadane przez siebie akcje na rachunku papierów wartościowych i złożyć dyspozycję ich blokady.
Na umowę o podobnej konstrukcji zdecydowali się akcjonariusze debiutującego w sierpniu integratora polskiego rynku teleinformatycznego - spółki Qumak-Sekom. Przez 8 miesięcy od debiutu lock-upem objętych jest 100 tys. akcji posiadanych przez każdego z członków zarządu. Pozostałe akcje objęte są zakazem sprzedaży przez 18 miesięcy. W przypadku niedotrzymania umowy przez któregoś z akcjonariuszy, będzie on zmuszony wypłacić inwestorom, którzy kupili akcje w ofercie publicznej i nie sprzedali przed upływem 18 miesięcy, różnicę między ceną akcji w dniu poprzedzającym naruszenie umowy a ceną walorów w dniu jej wygaśnięcia.
Odpowiedzialność karna
Warto też pamiętać, że jeśli mimo umowy akcjonariusz sprzedaje akcje, to ponosi odpowiedzialność nie tylko wynikającą z kontraktu. Takie zachowanie oznacza bowiem również, że informacja w prospekcie emisyjnym nie była prawdziwa. - A informacje w prospekcie muszą być prawdziwe. Za podanie nieprawdy grozi sankcja karna - grzywna do 5 mln zł i kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5 - mówi Łukasz Dajnowicz.
Jak odróżnić chęć
od obowiązku?
To właściwie najważniejsza kwestia - jak rozróżnić, kiedy mamy do czynienia z wiążącym zobowiązaniem, a kiedy jedynie z deklaracją intencji? - W prospekcie znajduje się tylko zapis, który informuje, że umowa obowiązuje, czy oświadczenie zostało złożone. Aby go błędnie nie zinterpretować, najlepiej dotrzeć do właściwego dokumentu - radzi Leszek Koziorowski.
Komentarze
Mateusz Rodzynkiewicz
radca prawny z Kancelarii Prawnej Oleś & Rodzynkiewicz
Najlepszym rozwiązaniem jest umowa z domem maklerskim
Wiele zależy od tego, czy akcjonariusz zawiera umowę dotyczącą
lock-upu, czy jedynie składa deklarację, ujawnioną w prospekcie. Większość domów maklerskich podpisuje z akcjonariuszami umowy cywilnoprawne. My doradzamy takie rozwiązanie. W tym przypadku zobowiązanie jest "twarde". Umowa obejmuje z reguły kary umowne w razie niedotrzymania zobowiązania do niezbywania akcji w terminie obowiązywania lock-upu. Beneficjentem jest dom maklerski. Kary takie powstrzymują mniej zdyscyplinowanych akcjonariuszy. W takim przypadku dom jest powiernikiem rynku.
Jeśli nie zawarto umowy dotyczącej zobowiązania do niezbywania akcji, a lock-up ma umocowanie jedynie w deklaracji ujawnionej w prospekcie, sprawa jest bardziej wątpliwa. Jeżeli akcjonariusz sprzedaje akcje wbrew takiej deklaracji, to teoretycznie inni akcjonariusze spółki mogliby domagać się od takiej osoby odszkodowania za spowodowanie przez nadmierną podaż spadku ceny akcji. Jest to jednak tylko teoria i nie jest mi znany z praktyki żaden taki proces. Jeżeli spółka giełdowa czy też akcjonariusz tłumaczą, że zobowiązanie zawarte w prospekcie miało charakter jedynie deklaratywny, to ocenić takie zachowanie należy jako łamanie dobrych praktyk i zasad obrotu. Sprawą taką zainteresować należałoby Komisję Nadzoru Finansowego. Całe szczęście, rynek kapitałowy jest wyczulony na zachowania niezgodne z dobrymi praktykami i spółka giełdowa, w której miało miejsce złamanie lock-upu, będzie miała zapewne przez długi czas problemy z uplasowaniem nowych emisji.
Sytuacja, gdy dochodzi do złamania lock-upu, nie świadczy też dobrze o domu maklerskim, który nie zabezpieczył rynku przed taką
sytuacją odpowiednio "twardym" zobowiązaniem nałożonym na akcjonariuszy.
Krzysztof Jedlak
Parkiet
Wadliwe prospekty i za miękki
nadzór finansowy
Kiedy akcjonariusz zawiera umowę z oferującym - sprawa jest jasna. Jeśli ją złamie, zapłaci karę lub poniesie inną odpowiedzialność określoną w kontrakcie. I jeszcze będzie miał nadzór finansowy na głowie
- bo przecież działał w złej wierze i chciał rynek wprowadzić w błąd.
Jeśli umowy nie ma, ale jest np. oświadczenie właścicieli o niesprzedawaniu akcji z dopiskiem w rodzaju "ma ono charakter deklaracji, a nie zobowiązania" - też wszystko jest jasne. Akcjonariusz może zrobić, co zechce, a my możemy najwyżej pluć sobie w brodę, że nie przeczytaliśmy dopisku (bo może w ogóle nie czytaliśmy prospektu?), skupiając się na, zapewne odpowiednio eksponowanej podczas oferty akcji, informacji o lock-upie.
Ale pozostaje najczęstszy ostatnio przypadek - w prospekcie jest komunikat o złożeniu np. pisemnych oświadczeń przez akcjonariuszy. Bez wyjaśnienia ich prawnego charakteru. To błąd, że takie informacje mogą być zamieszczane w prospektach. Inwestorzy nie są prawnikami i nie powinni dociekać, czy to jednostronne, ale wiążące zobowiązanie, czy deklaracja intencji, z której można się w każdej chwili bezkarnie wycofać. Fakt, nie ma umowy, więc nie ma jasno określonej odpowiedzialności. Ale czy to znaczy, że wszystko jest w porządku? Jeśli transakcje są znaczące na tyle, że wpływają negatywnie na kurs, akcjonariusze (i nawet spółki) powinni żądać odszkodowań. Przecież w prospekcie wyczytali czarno na białym, że sprzedaży nie będzie!
Dziwią mnie też opinie nadzoru, z których wynika, że tylko wzmianka o umowie z oferującym jest "twardym" zapisem prospektowym.
Za taki zapis powinna być uznana każda informacja o podjętym, choćby jednostronnie, zobowiązaniu. Chyba że na końcu jest wspomniany
już sprytny dopisek, że pisemne oświadczenia i uroczyste deklaracje w gruncie rzeczy nie mają znaczenia. Wtedy zostaje już tylko osąd
rynku...
Piotr Cieślak
analityk Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych
Kto łamie słowo, podważa zaufanie do siebie i do rynku
Lock-up jest jednym z elementów, które brane są pod uwagę przez inwestorów przy ocenie przyszłego debiutanta giełdowego. Być może czasami jest to jeden z ważniejszych czynników przy podejmowaniu decyzji o zakupie akcji. Chodzi tu przecież o to, jak dotychczasowi akcjonariusze oceniają firmę, czy wierzą w jej rozwój i wyższą wycenę akcji. Nie powinno dochodzić do sytuacji, w których akcjonariusz deklaruje blokadę akcji, a następnie je sprzedaje. Takie działania podważają zaufanie do niego, ale i do spółki, mimo że ta nie jest temu winna. Przedwczesne likwidowanie blokad bierze się z tego, że kursy niektórych firm wzrosły dużo szybciej i znacznie bardziej, niż oczekiwali kluczowi udziałowcy. Jest to efekt bardzo dobrej koniunktury giełdowej. Ale to nie usprawiedliwia działań, które są na bakier z zasadami rynku.