Wczoraj, wykorzystując do maksimum ustawowy termin, Telekomunikacja Polska złożyła w Urzędzie Komunikacji Elektronicznej propozycję nowego cennika dla połączeń z telefonów stacjonarnych do sieci komórkowych (F2M). Spółka musiała to zrobić po tym, jak na początku lipca prezes UKE Anna Streżyńska wydała decyzję, określającą maksymalny poziom stawek dla tej usługi (np. od godziny 8 do 18 0,54 zł do Plusa, Ery i Orange, 0,85 zł do Playa). - Dostarczyliśmy cennik UKE, ale opublikujemy go dopiero wówczas, gdy urząd go zaakceptuje - zapowiedział Jacek Kalinowski, rzecznik grupy TP. Nie powiedział, czy publikacja zestawienia i wejście w życie cennika będą miały miejsce w tym samym momencie.
Data ta ma znaczenie dla tych, którzy spróbują oszacować wpływ nowych stawek na tegoroczne przychody TP. Nie jest to proste, bo operator nie ujawnia ani tego, jaki udział mają w jego przychodach połączenia F2M, ani ile minut wydzwaniają w ten sposób jego klienci. TP podaje jedynie swój procentowy udział w wolumenie minut połączeń.
Ważny rynek
Można jednak przypuszczać, że rynek F2M dla spółki ma istotne znaczenie. Z danych UKE wynika, że rynek połączeń z telefonów stacjonarnych na komórki rośnie, dzięki upowszechniającej się telefonii komórkowej. W 2006 roku stanowił 35,55 proc. segmentu telefonii stacjonarnej, którego wartość można szacować na 14,3 mld zł (79,2 proc. należało do Telekomunikacji Polskiej). Również z danych UKE wynika, że wprowadzenie cen maksymalnych na F2M oznacza, że cena połączeń z telefonu stacjonarnego na komórki w najpopularniejszym planie taryfowym TP (tp 60 minut za darmo) będzie niższa niż dotychczasowa (po obniżce z listopada ub. r.) o 21,74 proc. To jednak za mało, aby policzyć, jak silnie decyzja urzędu odbije się na wpływach ze sprzedaży jednej z największych firm z WIG20.
Obrona wyników