wynagrodzenia osób nowozatrudnionych. Tych ostatnich jest całkiem sporo,
bo zatrudnienie wzrosło o 4,6%. W tym samym czasie produkcja przemysłowa
wzrosła jedynie o 5,6%, a biorąc pod wagę dane wyrównane sezonowo wzrost
wyniósł 8%. Czerwiec nie jest pierwszym miesiącem spowolnienia wzrostu
produkcji, a także nie jest pierwszym miesiącem przyspieszenia wzrostu
płac.
Wydajność zaczyna być problemem, gdyż jednostkowe koszty pracy rosną, a
więc rosną koszty produkcji. Jak na to zareagują przedsiębiorcy? Zapewne
na początku zmniejszają marżę, ale na dłuższą metę nie jest to do
utrzymania. Ceny produkcji będą powoli rosnąć. Na razie wskaźnik PPI jest
stabilny, ale z każdym miesiącem rośnie presja na wzrost cen i pod koniec
roku mogą być one już znacznie wyższe. Tym bardziej, że nikt nie musi się
martwić o popyt. Z tej strony mamy same plusy. Rosną płace i zatrudnienie,
a więc i rośnie konsumpcja. Obniżenie składki rentowej także wzmaga
popytową stronę gospodarki. Wreszcie kredyt. Poprawa sytuacji materialnej
gospodarstw domowych (dzięki zarobkom osiąganym w Polsce, ale także i za
granicą) skłaniają do poczucia większego bezpieczeństwa i większej
skłonności do zaciągania kredytów. Nie można także pominąć efektu
bogactwa, jaki został ostatnio wygenerowany przez wzrost cen polskich
aktać na zapotrzebowanie
rynku. Problem w tym, że tu właśnie na potykamy na wąskie gardło.
Przedsiębiorstwa już nie nadążają z produkcją (z ankiety NBP wynika, że
ok. 30% firm ma problemy z realizacją kontraktów). Moce produkcyjne są
wykorzystane w 84%. Wspomina się nawet, że część przedsiębiorstw rezygnuje
z eksportu na rzecz zaspokojenia popytu krajowego. Myślę, że faktycznie ta
tendencja nie jest szczególnie powszechna, a takie zmiany orientacji są
niewielkie.
By sprostać zapotrzebowaniu trwają wysiłki w celu zwiększenia mocy
produkcyjnych. Tam, gdzie jest to możliwe podejmuje się działania
inwestycyjne mające na celu zwiększenie wydajności. Nie wszędzie jednak
takie czynności mogą przynieść skokową zmianę. W przypadku produkcji o
wzrost wydajności jest łatwiej, ale potrzeba czasu, by decyzja i
rozpoczęciu inwestycji zamieniła się w nową linię produkcyjną. W przypadku
sektora usług o skokowy wzrost wydajności jest już znacznie trudniej. Tu
koszty pracy dość szybko są przerzucane na konsumentów, co pokazuje choćby
branża budowlana. Dodajmy do tego niemal zerową w krótkim i średnim
okresie możliwość szybkiego podniesienia wydajności pracy w sektorze
publicznym, którego pracownicy także chcą partycypować w procesie wzrostu
płac.
Zagrożenie wzrostu cen jest więc bardzo prawdopodobne. Rada podnosząc w
tej chwili stopy procentowe czyni to, co powinna była uczynić kilka
miesięcy temu. Tylko czekać, aż ruszy wskaźnik PPI, a za nim skoczy CPI.
Wydaje się więc, że kolejne podwyżki są przed nami. Przeciwnicy takiego
przebiegu zdarzeń sugerują, że wzrost popytu wcale nie będzie aż taki
wysoki ze względu na to, że wraz ze wzrostem dochodów gospodarstw domowych
będzie rosła skłonność do oszczędzania. Dynamika kredytów i głód
konsumpcyjny Polaków raczej stawia pod znakiem zapytania takie
przypuszczenie. Przeciwnicy zacieśniania polityki pieniężnej wskazują, że
ostatnie dane raczej sugerują zmniejszanie się dynamiki wzrostu
gospodarczego: spada produkcja, rośnie import. Trzeba jednak pamiętać, że
rada w pierwszym rzędzie ma dbać o dynamikę cen. Zatem nawet słabnący
wzrost gospodarczy, który i tak będzie przecież relatywnie wysoki, nie
powinien być argumentem w walce z inflacją.
Konkluzja? RPP stóp nie podniesie, choć powinna. Obecne ruchy są już
ruchami nieco spóźnionymi, gdyż procesy, o których się mówiło jeszcze za
kadencji poprzedniego prezesa NBP, mają w tej chwili miejsce i się
potęgują. Najbliższa podwyżka pojawi się zapewne w sierpniu. Oczywiście,
ważnym jest by w tym zacieśnianiu polityki pieniężnej nie przedobrzyć. Na
razie jednak nam to nie grozi. Siła popytu jest znacznie większa od
podaży, która za tym popytem nie jest w stanie nadążyć. Trzeba też
pamiętać, że wzrost popytu nie będzie słabł, a więc podaż, mimo że dzięki
inwestycjom będzie rosła, cały czas będzie goniła.
Patrząc na wykres tygodniowy właściwie trudno znaleźć jakąś zmianę. Jedyny
faktem godnym odnotowania jest to, że tym razem nie zanotowaliśmy nowego
rekordu hossy Wykres_1.gif Oczywiście to jeszcze nie przekreśla całego
trendu. Nadal hossa jest obowiązującą tendencją, ze wszelkimi tego
konsekwencjami. Mieliśmy tego pokaz we wtorek, gdy ceny kontraktów, a
także wykres indeksu, naruszyły poziom dolnego ograniczenia formacji klina
zwyżkującego Wykres_2.gif Część graczy szybko zareagowała licząc na
wybicie, do którego jednak nie doszło. Ceny odbiły w górę. Czy faktycznie
mamy do czynienia z klinem? Gdyby tak było, to wybicie byłoby wiarygodne.
Zatem wiarygodność samej formacji stoi pod dużym znakiem zapytania. Jestnanie tego
poziomu będzie już jakimś sukcesem podaży. Do tego czasu pozostaje nam się
tylko przyglądać i nerwy trzymać na wodzy.
Kamil Jaros