Weekendowa Analiza Futures

Publikacja: 22.07.2007 21:16

Wydarzeniem nowego tygodnia może być koniec posiedzenia Rady Polityki

Pieniężnej. Wprawdzie wszystko wydaje się jasne i przesądzone, ale jest

kilka czynników, które warto uwzględnić w ocenie przyszłych ruchów rady, a

szczególnie tego najbliższego.

Wg ankiety sporządzonej przez agencję Reuters żaden z 15 wypowiadających

się analityków nie spodziewa się, by rada już w tym tygodniu podniosła

stopy procentowe. Większość sądzi, że ruchu tego dokona w sierpniu.

Sytuacja wydaje się być podobną do tej sprzed ponad miesiąca. Wtedy także

znaczna większość analityków (łącznie z piszącym te słowa) zakładała, że

do podwyżki dojdzie dopiero w lipcu. Stały za tym głównie argumenty natury

technicznej. Nikt nie miał wątpliwości, że do samej podwyżki dojdzie, lecz

spodziewano się, że rada podejmie taką decyzję dopiero po zapoznaniu się z

danymi za czerwiec oraz z projekcją inflacyjną. Ku zaskoczeniu tejże

większości rada decyzję o podwyżce stóp podjęła już w czerwcu.

Działanie takie wydaje się roztropne. Skąd więc to zaskoczenie? Powód jest

prosty układ sił w radzie raczej utrudnia podejmowanie śmiałych decyzji.

Zwłaszcza mających charakter jastrzębi. Roztropność decyzji wynikała z

faktu, że sama podwyżka była właściwie pewna. Po co więc było z nią czekać

miesiąc? Widomo bowiem, że im szybciej zostaną podjęte działania zaradcze,

tym pociągną one mniejsze koszty. Inna sprawa, że przyspieszenie decyzji o

jeden miesiąc nie zmienia znacząco sytuacji. Pokazuje, że rada jest

zdeterminowana i z pewnością jest to dobry sygnał. Niemniej trzeba

pamiętać, że sekwencja podwyżek stóp rozpoczęła się zbyt późno. Teraz trwa

nadganianie za coraz mniej korzystnymi danymi i ich prognozami.

Analitycy wychodzą z założenia, że skoro stopy podniesiono już w czerwcu,

to w lipcu podwyżki nie będzie. To przeświadczenie nie wynika z braku

argumentów za podwyżką, ale z tego, że właśnie ta została już dokonana.

Teraz rada ma się przyglądać kolejnym danym. Problem w tym, że już dane za

czerwiec są niepokojące, gdyż potwierdzają pewne tendencje zaobserwowane w

maju. Coraz szybciej rosnące płace znacząco zaczynają wyprzedzać

wydajność. Fundusz płac w ciągu ostatnich 12 miesięcy wzrósł o 11,5%.

Składają się nań wzrost wynagrodzeń wcześniej zatrudnionych oraz

wynagrodzenia osób nowozatrudnionych. Tych ostatnich jest całkiem sporo,

bo zatrudnienie wzrosło o 4,6%. W tym samym czasie produkcja przemysłowa

wzrosła jedynie o 5,6%, a biorąc pod wagę dane wyrównane sezonowo wzrost

wyniósł 8%. Czerwiec nie jest pierwszym miesiącem spowolnienia wzrostu

produkcji, a także nie jest pierwszym miesiącem przyspieszenia wzrostu

płac.

Wydajność zaczyna być problemem, gdyż jednostkowe koszty pracy rosną, a

więc rosną koszty produkcji. Jak na to zareagują przedsiębiorcy? Zapewne

na początku zmniejszają marżę, ale na dłuższą metę nie jest to do

utrzymania. Ceny produkcji będą powoli rosnąć. Na razie wskaźnik PPI jest

stabilny, ale z każdym miesiącem rośnie presja na wzrost cen i pod koniec

roku mogą być one już znacznie wyższe. Tym bardziej, że nikt nie musi się

martwić o popyt. Z tej strony mamy same plusy. Rosną płace i zatrudnienie,

a więc i rośnie konsumpcja. Obniżenie składki rentowej także wzmaga

popytową stronę gospodarki. Wreszcie kredyt. Poprawa sytuacji materialnej

gospodarstw domowych (dzięki zarobkom osiąganym w Polsce, ale także i za

granicą) skłaniają do poczucia większego bezpieczeństwa i większej

skłonności do zaciągania kredytów. Nie można także pominąć efektu

bogactwa, jaki został ostatnio wygenerowany przez wzrost cen polskich

aktać na zapotrzebowanie

rynku. Problem w tym, że tu właśnie na potykamy na wąskie gardło.

Przedsiębiorstwa już nie nadążają z produkcją (z ankiety NBP wynika, że

ok. 30% firm ma problemy z realizacją kontraktów). Moce produkcyjne są

wykorzystane w 84%. Wspomina się nawet, że część przedsiębiorstw rezygnuje

z eksportu na rzecz zaspokojenia popytu krajowego. Myślę, że faktycznie ta

tendencja nie jest szczególnie powszechna, a takie zmiany orientacji są

niewielkie.

By sprostać zapotrzebowaniu trwają wysiłki w celu zwiększenia mocy

produkcyjnych. Tam, gdzie jest to możliwe podejmuje się działania

inwestycyjne mające na celu zwiększenie wydajności. Nie wszędzie jednak

takie czynności mogą przynieść skokową zmianę. W przypadku produkcji o

wzrost wydajności jest łatwiej, ale potrzeba czasu, by decyzja i

rozpoczęciu inwestycji zamieniła się w nową linię produkcyjną. W przypadku

sektora usług o skokowy wzrost wydajności jest już znacznie trudniej. Tu

koszty pracy dość szybko są przerzucane na konsumentów, co pokazuje choćby

branża budowlana. Dodajmy do tego niemal zerową w krótkim i średnim

okresie możliwość szybkiego podniesienia wydajności pracy w sektorze

publicznym, którego pracownicy także chcą partycypować w procesie wzrostu

płac.

Zagrożenie wzrostu cen jest więc bardzo prawdopodobne. Rada podnosząc w

tej chwili stopy procentowe czyni to, co powinna była uczynić kilka

miesięcy temu. Tylko czekać, aż ruszy wskaźnik PPI, a za nim skoczy CPI.

Wydaje się więc, że kolejne podwyżki są przed nami. Przeciwnicy takiego

przebiegu zdarzeń sugerują, że wzrost popytu wcale nie będzie aż taki

wysoki ze względu na to, że wraz ze wzrostem dochodów gospodarstw domowych

będzie rosła skłonność do oszczędzania. Dynamika kredytów i głód

konsumpcyjny Polaków raczej stawia pod znakiem zapytania takie

przypuszczenie. Przeciwnicy zacieśniania polityki pieniężnej wskazują, że

ostatnie dane raczej sugerują zmniejszanie się dynamiki wzrostu

gospodarczego: spada produkcja, rośnie import. Trzeba jednak pamiętać, że

rada w pierwszym rzędzie ma dbać o dynamikę cen. Zatem nawet słabnący

wzrost gospodarczy, który i tak będzie przecież relatywnie wysoki, nie

powinien być argumentem w walce z inflacją.

Konkluzja? RPP stóp nie podniesie, choć powinna. Obecne ruchy są już

ruchami nieco spóźnionymi, gdyż procesy, o których się mówiło jeszcze za

kadencji poprzedniego prezesa NBP, mają w tej chwili miejsce i się

potęgują. Najbliższa podwyżka pojawi się zapewne w sierpniu. Oczywiście,

ważnym jest by w tym zacieśnianiu polityki pieniężnej nie przedobrzyć. Na

razie jednak nam to nie grozi. Siła popytu jest znacznie większa od

podaży, która za tym popytem nie jest w stanie nadążyć. Trzeba też

pamiętać, że wzrost popytu nie będzie słabł, a więc podaż, mimo że dzięki

inwestycjom będzie rosła, cały czas będzie goniła.

Patrząc na wykres tygodniowy właściwie trudno znaleźć jakąś zmianę. Jedyny

faktem godnym odnotowania jest to, że tym razem nie zanotowaliśmy nowego

rekordu hossy Wykres_1.gif Oczywiście to jeszcze nie przekreśla całego

trendu. Nadal hossa jest obowiązującą tendencją, ze wszelkimi tego

konsekwencjami. Mieliśmy tego pokaz we wtorek, gdy ceny kontraktów, a

także wykres indeksu, naruszyły poziom dolnego ograniczenia formacji klina

zwyżkującego Wykres_2.gif Część graczy szybko zareagowała licząc na

wybicie, do którego jednak nie doszło. Ceny odbiły w górę. Czy faktycznie

mamy do czynienia z klinem? Gdyby tak było, to wybicie byłoby wiarygodne.

Zatem wiarygodność samej formacji stoi pod dużym znakiem zapytania. Jestnanie tego

poziomu będzie już jakimś sukcesem podaży. Do tego czasu pozostaje nam się

tylko przyglądać i nerwy trzymać na wodzy.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy