Weekendowa Analiza Futures

Publikacja: 06.08.2007 08:09

Piątkowa sesja zamknęła kolejny z rzędu tydzień przeceny. Wystarczy

spojrzeć na wykres tygodniowy, by przekonać się, że właściwie od miesiąca

ceny spadają. Indeks WIG20 od poziomu szczytu stracił 7,5%. Kontrakty na

ten indeks zaliczyły przecenę o 8,2%. Oczywiście mocniej spadały mniejsze

spółki, co sprawiło, że strata mierzona szerokim indeksem WIG wyniosła

9,2%. Skala ruchu w USA była podobna. Najmniej straciła średnia

przemysłowa Dow Jones (-6,3%). S&P500 i Nasdaq Comp. zaliczyły spadek o

7,9%. Proszę jeszcze raz się przyjrzeć ty liczbom, a teraz proszę jeszcze

raz przyjrzeć się wykresowi tygodniowemu indeksu WIG20 ( Wykres_1.gif

Wykres_2.gif ). Czy te wartości uprawniają do lamentu, jaki w komentarzach

do zachowań rynków się pojawił? Czy zasadne są oczekiwania na akcję

ratunkową ze strony władz monetarnych w USA?

Przyznam, że czytając komentarze i opinie analityków w USA można dojść do

wniosku, że mamy do czynienia niemal z tragedią. Także i nasza prasa pełna

jest zdań o "zimnym prysznicu", czy "edukacyjnej roli" ostatnich spadków

cen. Zdaniem części autorów przecena uświadomi części najbardziej naiwnych

inwestorów, że "giełda nie tylko rośnie, ale czasami i spada". Emocje

zawarte w tekstach są na zdecydowanie wyższym poziomie niż miałoby to

wynikać z tego, co faktycznie dzieje się na rynku. Jak widać po liczbach

przecena jest umiarkowana, by nie powiedzieć mała. Ostatnia hossa

naprawdę zdemoralizowała znaczną część inwestorów. Gdy dotyczy to jeszcze

naszego rynku, to jestem w stanie to zrozumieć. Tu historia jest krótka, a

przyrost osób zainteresowanych rynkiem był ogromny. Tak wśród tych, którzy

sami inwestują, jak i tych, którzy o inwestowaniu piszą. Trudno więc mówić

o doświadczeniu, skoro znaczna część obecnie zainteresowanych giełdą w

ogóle nie miała styczności z większym spadkiem cen poza tym, co

przeczytała w książkach lub widziała gdzieś na wykresie. Przeczytać, a

przeżyć to nie to samo.

Jednak podobne lamenty zza oceanu nieco mnie dziwią. Tam rynek ma bogatą

historię, a społeczeństwo jest znacznie lepiej pod tym względem

wyedukowane. Choćby tylko w taki sposób, by wiedzieć, że nie każdy

człowiek z ulicy w krótkim czasie może stać się milionerem dzięki grze na

giełdzie. Inwestowanie to ciężki kawałek chleba, choć pewnie dla wielu

rodzimych graczy to zdanie wydaje się śmieszne w kontekście wyników

osiąganych w ostatnich latach.

Co jest powodem załamywania rąk nad przyszłością rynków akcji? Najogólniej

mówiąc proces redukowania pozycji na rynkach ryzykownych. Osławione carry

trade stają się już mniej modne. Prognozuje się, że stopy w Japonii będą

rosły, co będzie miało wpływ na koszt kapitału pozyskiwanego dla

sfinansowania inwestycji na rynkach dających wyższą stopę zwrotu. Za

wyższą stopą zwrotu idzie jednak ryzyko, którego tu jakby nie ujmowano.

Ostatnio się ono ujawnia, co powoduje, że te inwestycje przestają być już

tak lukratywne, a część z nich przynosi straty. Wzrost wartości jena

świadczy o częściowym zamykaniu pozycji w innych walutach i regulowaniu

jenowych zobowiązań.

Carry trade to nie wszystko. Niechęć do ryzyka widać także po zachowaniu

stóp procentowych na rynku amerykańskiego długu. Jeszcze niedawno

obligacje przedsiębiorstw miały rekordową niską rentowność względem

obligacji skarbowych, rynek instrumentów opartych o kredyty hipoteczne

cieszył się dużym zainteresowaniem. Teraz się to zmieniło. Kolejne spółki

mają problem z uplasowaniem emisji swoich papierów, a rynek kredytów

hipotecznych stale pogarsza swoje wskaźniki, co przekłada się na poziom

trzecim, z którego wypłaty zostały zamrożone. Dzięki temu problemy

dotyczące ryzykownych instrumentów zaczynają przenikać na te rynki, które

uznawane były za relatywnie spokojne. Problemy funduszy Bear Stearns

dotykają nie tylko samego brokera, ale odbijają się także na notowaniach

całej branży finansowej w USA. Pośrednio tracą więc wszyscy, którzy w

jakiś sposób w te zdawałoby się renomowane spółki zainwestowali. Tracą

więc także fundusze inwestycyjne i emerytalne.

Jedno jest pewne nadszedł czas zapłaty na zbyt lekkomyślne podejście do

ryzyka. Pytanie, jaka ta zapłata będzie duża? W tej chwili nikt tego nie

jest w stanie oszacować, choć przecież o takiej możliwości mówiło się już

dawno. Tuż po tąpnięciu w Szanghaju i szybkim spadku na całym świecie

zaczęto wspominać o zbyt dużym zaangażowaniu w instrumenty o podwyższonym

ryzyku. W tym samym czasie pojawiły się pierwsze symptomy pogorszenia

sytuacji na rynku subprime. Już wtedy pojawiały się głosy, że załamanie na

tym rynku sięgnie wszystkich, że dzięki reakcji łańcuchowej większość

otrzyma cios. Oczywiście wpływ jednego negatywnego impulsu na każdy

kolejny element łańcuszka jest coraz mniejszy. Poniesiona strata przez dwa

fundusze Bear Stearns była duża, ale na samego brokera podziałała już w

mniejszym stopniu. Jeszcze mniejszy wpływ to miało na całość branży

finansowej, a jeszcze mniejszy na wyniki funduszy, dla których branża

finansowa jest tylko częścią portfela. Problem w tym, że gdy tych impulsów

jest zbyt wiele to skumulowany efekt mniejszych skutków może być znaczny.

Tego właśnie obawiają się najbardziej inwestorzy i analitycy w USA. Część

z nich przepowiada poważny krach, a w związku z tym, oczekuje działań

ratunkowych ze strony Fed. Czy słusznie? Trzeba pamiętać, że większość ma

w głowie podobne akcje z przeszłości, gdy w chwilach zagrożenia Fed

podejmował decyzje o obniżeniu stóp procentowych, co miało pomóc rynkom

podźwignąć się po wcześniejszym załamaniu. Miało to miejsce w roku 1987 i

89, a także w latach 1998 oraz 2000. Takie oczekiwania inwestorów wynikają

z założenia, że nowy szef Fed, podobnie jak wcześniej Alan Greenspan,

będzie angażował politykę pieniężną w sytuacjach kryzysowych. Zdaniem

kilku osób, w tym szefa banku rezerwy federalnej w St. Louis Williama

Poole, takie założenie wcale nie musi być właściwe. Jego zdaniem, zanim

Fed zrobi cokolwiek, najpierw będzie się starał zrozumieć, co zaszło

faktycznie na rynku. O ile sytuacje takie jak atak na WTC są dość

oczywiste i tu reakcja może być szybka i efektywna, to już w przypadku

normalnej działalności rynku angażowanie się Fed wydaje się dyskusyjne.

Oczekiwania na pomoc ze strony polityki monetarnej widać także po

notowaniach kontraktów na główną stopę procentową funduszy federalnych.

Obecnie oczekuje się, że do końca roku FOMC zdecyduje się na obniżkę stóp.

Są jednak tacy, jak analitycy z UBS, którzy oczekują, że do końca roku

dojdzie nawet do dwóch obniżek stóp. Osobiście mam wątpliwości, co do

takiego scenariusza. Walka z inflacją jest dla obecnego szefa Fed rzeczą

najważniejszą, a ta nie pozostawia wiele pola manewru.

Inna sprawa, że artykułowanie takich oczekiwań po spadku cen o kilka

procent jest przynajmniej przedwczesne. Widać tu pewien dysonans. Z jednej

strony mamy wieszczenie krachu i załamania, a z drugiej przecenę, która

jakby te prognozy ignorowała. Ceny spadają, ale dynamika ruchu nie

wskazuje na to, by rynek jako całość poddał się czarnej wizji przyszłości.

Przecena może jeszcze potrwać, bo na razie wskazują na to ostatnie zmiany

krach. Na razie to jest tylko korekta.

Kamil Jaros

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy