Bez względu na to, czy mamy tylko korektę, czy już bessę, spółki idące na giełdę i ich doradcy muszą poważnie przemyśleć swoje strategie. Do tej pory nikogo nie odstraszały ceny emisyjne z górnej granicy widełek i wyceny przekraczające rynkową wartość notowanych konkurentów. Przykład? Noble Bank sprzedał akcje po 10,5 złotego, co w czasie oferty w końcu maja dawało wskaźnik ceny do zysku ponad 35. W tym czasie mediana dla notowanych już banków wynosiła 26.

I wszyscy byli zadowoleni. Ci, którzy sięgali po kapitał, gdyż na realizację planów dostawali znacznie więcej, niż mogli sobie wymarzyć, i dawcy kapitału. Inwestorzy indywidualni brali kredyty, kilkadziesiąt razy przekraczające ich własne pieniądze, a udane debiuty gwarantowały przyzwoite stopy zwrotu. Instytucje finansowe i tak nie wiedziały, co zrobić z płynącą do nich rzeką pieniędzy, więc kupowały po horrendalnych cenach.

Zaczęły się spadki i już widać, że debiutanci spuszczają z tonu. KrakChemia wyciągała ręce po 50 mln zł, a dostanie najwyżej 35 mln. Kolejne spółki przekładają oferty. Na jak długo? Niewykluczone, że jeszcze bardziej, niż to na razie ogłaszają, będą musiały ograniczać swoje plany.

W naszym dodatku publikujemy unikalną tabelę (A. 07). Zebraliśmy informacje o grubo ponad setce spółek, które deklarowały, że chcą w ciągu najbliższych dwóch kwartałów wejść na GPW. Z wstępnych szacunków ujawnionych przez 80 z nich wynika, że zamierzają ściągnąć z rynku ponad 5,5 miliarda złotych. Ale były to plany spod znaku byka.