Czy w 2012 roku będziemy jeździć nowoczesnymi autostradami, ale utkniemy na dziurawych drogach lokalnych? Wszystko wskazuje na to, że tak właśnie będzie. Rząd, przygotowując narodowy program budowy dróg, zapomniał o finansowaniu gminnej i powiatowej sieci drogowej.
Realizacja programu w latach 2007-2012 będzie kosztowała 121 mld zł. Głównie są to środki na budowę 1,6 tys. km autostrad i 58 obwodnic, stworzenie sieci ponad 2,2 tys. km dróg ekspresowych oraz wzmocnienie nośności dróg krajowych. Na drogi zarządzane przez ubogie samorządy gmin i powiatów przewidziano środki w regionalnych programach operacyjnych. Problem polega na tym, że sieć tych dróg obejmuje ponad 377 tys. km, a pieniądze z UE to kropla w morzu potrzeb.
- Samorządy mają za mało środków na utrzymanie i rewitalizację dróg - uważa Grzegorz Stech, dyrektor Zarządu Dróg Wojewódzkich z Krakowa. Jego zdaniem, nawet pieniądze z regionalnych programów operacyjnych w 40 proc. są przeznaczone na projekty zgodne ze strategią lizbońską. Nie zalicza się do nich infrastruktury drogowej. - GDDKiA nie przewiduje budowy połączeń między głównymi węzłami komunikacyjnymi a istniejącą siecią dróg. Nie zarezerwowano również pieniędzy na odszkodowania za drogi zniszczone przy dowozie ciężkiego sprzętu i materiałów potrzebnych przy budowie autostrad - mówi Stech. Problem jest poważny, bo podczas niedawnej przebudowy krótkiego odcinka Zakopianki zniszczono około 150 km dróg lokalnych.
- Budując drogi ekspresowe i autostrady, realizujemy węzły, które stanowią powiązania z istniejącą siecią dróg. Resztą powinny się zająć samorządy - mówi Zbigniew Kotlarek, dyrektor GDDKiA. Jego zdaniem, na szczeblu lokalnym brakuje zarówno organizacji, jak i pieniędzy. Stąd też oczekiwania, że w ramach finansowania głównych korytarzy transportowych zostaną przewidziane środki na realizację dróg dojazdowych. - Powstaje pytanie, w jakiej skali i w jakim zakresie zarządcy dróg krajowych są odpowiedzialni za ten proces? Niestety, każdy musi robić swoje. Nie możemy się podjąć budowy sieci dróg lokalnych, bo nie mamy takich uprawnień ani możliwości - dodaje Kotlarek.