Przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości oraz obecnej ekipy rządzącej oskarżają Platformę Obywatelską o łamanie prawa przy podpisaniu umowy ze związkami zawodowymi Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa. Chodzi o zawarcie porozumienia, na mocy którego opozycyjna partia dostała poparcie związkowców i zobowiązała się do wydania pracownikom spółki 750 mln darmowych akcji pod warunkiem, że wygra wybory i utworzy rząd.
Dziś te akcje dają około 12 proc. głosów i są warte prawie 4,4 mld zł. - Albo to jest kryminał, albo głupota, z całą pewnością nielegalne - powiedziała wicepremier Zyta Gilowska podczas ostatniego programu "Autograf" w TVP1. Z kolei Tomasz Dudziński, poseł PiS, zarzucił PO kupowanie głosów. Na odzew nie musiał długo czekać. Sławomir Nowak, szef sztabu Platformy, złożył przeciwko niemu wniosek do sądu w trybie wyborczym.
Dla równowagi kroki prawne chce podjąć również Zyta Gilowska. - Bez wątpienia po niedzieli zgłoszę tę sprawę do prokuratury. Ja to zrobię jako wicepremier i minister finansów - twierdziła w TVP1. Co na to współautor porozumienia ze związkami zawodowymi? - Zgodnie z prawem akcje, o które trwa spór, należą się pracownikom. Również w prospekcie emisyjnym określono, że po 6 miesiącach zostaną wydane. Jeśli wicepremier nie uznaje tych zapisów, to jej problem - odpowiedział Aleksander Grad, poseł PO, który obok Bronisława Komorowskiego podpisał umowę.
Tymczasem dla związkowców obecna sytuacja jest bulwersująca. - Rząd PiS miał dwa lata na rozwiązanie tej sprawy i nic nie zrobił, mimo że były różne próby rozwiania zaistniałego problemu - zauważył Dariusz Maruszewski, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, przedstawiciel jednej z trzech central, podpisujących umowę.
Jest też oburzony słowami wicepremier, która powiedziała, że na uprawnione osoby przypadnie po 70 tys. zł. - Owszem, niektóre osoby otrzymają maksymalną liczbę akcji, czyli 21 tys. (według ostatniego kursu warte są około 120 tys. zł), ale większość obecnych i byłych pracowników dostanie ich zdecydowanie mniej - dodał D. Maruszewski. Co ciekawe, obecnie żadna ze stron sporu nie porusza już kwestii bezpieczeństwa energetycznego kraju.