W tempie już tylko 1 proc. rocznie rozwijają się Węgry. Ostro kontrastuje to z sytuacją w pozostałych gospodarkach regionu, należących dziś przecież do najbardziej dynamicznych w skali świata.
Restrykcyjna polityka fiskalna rządu w Budapeszcie, wymuszona przez gigantyczny deficyt budżetowy i niebezpiecznie wysoką inflację, odbiła się na kieszeniach obywateli i przedsiębiorstw, które ograniczyły wydatki. Spowolnienie obserwowano nad Dunajem co najmniej od kilku miesięcy, nikt też nie miał wielkich złudzeń co do danych za III kwartał, jakie w środę przedstawić miał Centralny Urząd Statystyczny. Jednak wzrostu na poziomie jedynie 1 proc. w skali roku nie spodziewano się. W całej Unii Europejskiej gorsze wyniki ma tylko Dania. W II kwartale węgierski PKB wzrósł o 1,2 proc. Jest też mimo wszystko pewien akcent pozytywny: wzrost liczony kwartał do kwartału przyspieszył z 0,1 proc. do 0,3 proc.
Podatki duszą koniunkturę
Ostatecznych i szczegółowych danych za ostatni okres możemy spodziewać się dopiero w początkach grudnia, jednak już dziś wiadomo, że znów zaznaczył się spadek popytu wewnętrznego, spowodowany większymi obciążeniami podatkowymi i mniejszymi wydatkami rządowymi. Dodatkowym czynnikiem stał się kolejny, tym razem niespodziewany, wzrost cen żywności, który ograniczył zapotrzebowanie na pozostałe towary.
Jak poinformował w piątek bank centralny, wszystko to odbija się m.in. na poziomie sprzedaży detalicznej. Według firmy badawczej GKI, nastroje w gospodarce są najgorsze, od kiedy rozpoczęto badania. Na poziom produktu krajowego wpływ miało też m.in. ograniczenie przez rząd dużych inwestycji, głównie w infrastrukturę. To, że w ogóle był on wyższy niż przed rokiem, jest zasługą przemysłu, któremu udało się zwiększyć eksport. Przypomnijmy, że we wrześniu Węgry po raz drugi w ciągu ostatnich dziesięciu lat osiągnęły dodatnie saldo handlu zagranicznego.