na raka płuc przez polaczy - to zdarza się innym, ale nie mnie. Cześć
żyjących w błogim oszukiwaniu samych siebie jest teraz brutalnie
wybudzanych. Straty są tak samo realne, jak zyski i trzeba nauczyć się z
nimi radzić.
Ze wspomnianego układu ryzyko/zysk zyski już były. Rynek w ostatnich
miesiącach pokazuje nam, że teraz jest czas na ryzyko. Większa zmienność,
wyższy poziom emocji sprawiają, że obecność na rynku nie polega już tylko
na kupnie i obliczeniu rosnącego kapitału. Kto nie zaskoczył
lipcowo-sierpniowego egzaminu teraz ma poprawkę. Jeszcze jest szansa na
zaliczenie. Nauka zasad obecności na rynku jest ciekawa, ale brutalna. Kto
nie zaliczy, jest skreślany z listy. Nie ma możliwości powtarzania roku.
Na szczęście jest szansa na reaktywowanie się, gdy ponownie ma się kapitał
na czesne.
Hossa trwa (w tej chwili przyjmujemy założenie, że nadal mamy do czynienia
z trendem wzrostowym) właściwie sześć lat. Dołek został wyznaczony na
początku października 2001 roku. Wystarczająco długo, by mogła się
zakończyć. Rynek jest cykliczny i prędzej, czy później każdy trend dobiega
końca. Ten, zdawałoby się, oczywisty fakt dla wielu taki oczywisty nie
jest. Gdy zaczynają się spadki, a zwłaszcza, gdy trwają już jakiś czas i
są bardzo dotkliwe, pojawiają się poszukiwania winnych takiej sytuacji.
Zwykle to są ONI, czyli ci mądrzejsi, zornio taka winą obarcza się Alana
Greenspana. Autorem tych zarzutów jest nie byle kto, bo laureat nagrody
Nobla Joseph Stiglitz. Zarzuca on Greenspanowi, że zbyt niskimi stopami
wpompował on do obiegu zbyt wiele pieniędzy, co zaowocowało zbyt wysoką
wyceną aktywów.
O ile cięcie stóp procentowych w chwilach trudniejszych dla rynku jest
zachowaniem dyskusyjnym, to obwinianie Greenspana za decyzje innych jest
równie dyskusyjne. Zresztą sam Greenspan broni się tym, że stopy były
niskie na całym świecie, a bańka na rynku nieruchomości to stan właściwy
nie tylko dla gospodarki USA, ale przynajmniej kilkunastu innych krajów.
Meritum sprawy jest ciekawe i pewnie jeszcze pojawi się wiele nowych
wypowiedzi, ale nie ono tu jest najważniejsze. Sednem sprawy jest to, że
dzięki nobliście rynek otrzymał pierwszą kandydaturę na kozła ofiarnego.
Ktoś przecież musi za TO odpowiadać. Nie ma tu znaczenia, że każdy
samodzielnie podejmował decyzje inwestycyjne i każdy samodzielnie składał
zlecenia. Liczyć zyski można samodzielnie, bo to jest przyjemne, ale
straty niech ktoś liczy za nas, bo nie mamy ochoty psuć sobie nastroju.
Trzy tygodnie spadków to jest coś. Na tyle duże coś, że obecnie oczekuje
się tygodnia spokojniejszego. Tak przynajmniej wskazuje WIGOMETR, który
ostatnio zanotował dodatnią wartość. Ankietowani liczą na wzrost wartości
indeksu w nowym tygodniu. Cóż, jest to możliwe. Tym bardziej, że są ku
temu sprzyjające okoliczności. W USA szykuje się skrócony tydzień notowań.
W czwartek Amerykanie będą obchodzić Święto Dziękczynienia, a w piątek
rynki będą szybciej zamknięte, by hucznie rozpocząć sezon świątecznych
zakupów. Jest więc całkiem możliwe, że i tym razem ankietowani (po raz
czwarty z rzędu, co jest wynikiem wyjątkowym) będą mieli rację. Nie
zmienia to faktu, że podaż ma w tej chwili przewagę. Na wykresie
tygodniowym ( Wykres_1.gif ) widać, że indeks zbliża się do dolnego
ograniczenia kanału wzrostowego. Brakuje stu kilkudziesięciu punktów, a
więc większa aktywność popytu jest tu możliwa. W końcu wyjście z
długoterminowego kanału dołem można byłoby odczytać jako zakończenie
hossy, choć dla lepszego efektu warto poczekać na zejście pod poziom dołka
z sierpnia ( Wykres_2.gif ). Tu sygnał byłby ewidentny.
Kamil Jaros