Zanim zaczął się kryzys finansowy najskuteczniejsi sprzedawcy zarabiali miesięcznie nawet 10–15 tys. netto. Teraz mogą więc dostawać tylko ok. 2–3 tys. zł na rękę. – Potwierdzam, że zarobki pośredników finansowych spadły znacząco w ciągu ostatniego roku – mówi Krzysztof Barembruch, prezes Związku Firm Doradztwa Finansowego.
Przyczyna? – Drastyczne obniżenie akcji kredytowej przez banki. Przestało im zależeć na udzielaniu kredytów hipotecznych. Niektóre z nich wydłużyły czas rozpatrywania wniosków kilkakrotnie, co zniechęca klientów i coraz rzadziej dochodzi do sprzedaży – mówi osoba zajmująca się pośrednictwem kredytowym w jednej z mniejszych firm doradztwa.
Pośrednicy twierdzą też zgodnie, że istnieje inny powód. – Banki obniżyły prowizje dla doradców, którzy są zatrudniani przez firmy pośrednictwa. W niektórych firmach prowizja od sprzedanego kredytu spadła w ciągu roku trzykrotnie, i teraz wynosi 0,2 proc. – mówi jeden z naszych rozmówców.
Podkreśla, że banki wolą podpisywać umowy o współpracy z pośrednikami, którzy prowadzą działalność gospodarczą na własny rachunek. – Tacy pośrednicy mogą liczyć na prowizję sięgającą 1 proc. – twierdzi. Z naszych informacji wynika, że dlatego m.in. coraz więcej pośredników zakłada własne firmy i odchodzi od spółek doradztwa finansowego, podpisując umowy z bankami.
W lepszej sytuacji są ci doradcy, którzy zajmują się sprzedażą produktów inwestycyjno-ochronnych, oferowanych przez towarzystwa ubezpieczeń. – Jeśli jest się doradcą, który sprzedaje klientom nie tylko sam produkt i obietnicę kolosalnych zysków, ale też pewien system oszczędzania i inwestowania, to nie jest się specjalnie dotkniętym przez kryzys – mówi Jarosław Palusiński, prezes firmy doradztwa finansowego JP Consulting.