Jak wynika z obliczeń „Parkietu”, ze względu na kryzys w branży motoryzacyjnej producenci aut, podzespołów, części zamiennych i akcesoriów samochodowych w Polsce od początku IV kwartału zredukowali lub zapowiedzieli redukcję zatrudnienia o ponad 15 tys. osób. Oznacza to, że w sektorze, w którym na koniec ubiegłego roku pracowało około 138 tys. osób, pracę stracił średnio co dziesiąty zatrudniony.
[srodtytul]Tymczasowy pracownik potrzebny od zaraz[/srodtytul]
W ostatnim czasie widać jednak pierwsze oznaki poprawy nastrojów na rynku. Choć wciąż wiele spółek z sektora pracuje na znacznie mniejszych obrotach, niektórym firmom z powodu wzrostu zamówień zaczyna brakować rąk do pracy. Agencje zatrudnienia wreszcie zaczęły dostawać nowe zlecenia od firm z branży motoryzacyjnej. Ich przedstawiciele nie chcą za bardzo o tym mówić, pewnie dlatego, by nie denerwować związkowców, bo niedawno zarządy ograniczały zatrudnienie. Tym bardziej że nowe osoby mają mieć głównie status pracowników tymczasowych.
– Branża motoryzacyjna zamierza zatrudnić w najbliższych tygodniach przynajmniej tysiąc osób. Takie wnioski płyną z rozmów z prezesami firm, z którymi współpracujemy – mówi Tomasz Szpikowski, prezes [link=http://www.workservice.pl/]Work Service[/link]. Brał on ostatnio udział m.in. w spotkaniu firm z branży motoryzacyjnej we Wrocławiu. Prezes Work Service podkreśla, że niekoniecznie chodzi o etatowych pracowników. – Większość nowych umów może być podpisana z pracownikami tymczasowymi – wskazuje.
Ożywienie dostrzegają też inne duże agencje, takie jak [link=http://www.randstad.pl/rpl/home/index.xml]Randstad[/link] czy [link=http://www.bigram.pl/]Bigram[/link]. – Po miesiącach zastoju zaczęliśmy dostawać nowe zlecenia oraz zapytania od spółek motoryzacyjnych. Głównie z regionu katowickiego, Tych, Bielska-Białej – mówi Roma Głowacka z firmy Randstad. Nowe zlecenia dostaje też [link=http://www.gigroup.com.pl/]Gi Group[/link], specjalizująca się w branży motoryzacyjnej. – Sytuacja jeszcze nie wróciła do normy, ale mamy zlecenia na poziomie 70–80 proc. tego, co w szczytowych miesiącach pierwszej połowy zeszłego roku. Na początku tego roku było to 20–30 proc. – mówi Kazimierz Karolczak, członek zarządu Gi Group.