W ostatnich miesiącach niewiele dzieje się na rynku ofert pierwotnych (ang. IPO), poprzedzających debiuty spółek na giełdzie. Czy w niepewnych czasach, czasach bardzo zmiennej i nie najlepszej koniunktury, jakiekolwiek przedsiębiorstwa mogą liczyć na sprzedaż akcji z sukcesem? Albo co należy zrobić, żeby taki sukces sobie zapewnić?
Odpowiedzi są dwie. Po pierwsze, analitycy, przedstawiciele biur maklerskich oraz zarządzający funduszami są zgodni co do tego, że szanse na pozyskanie kapitału z giełdy mają teraz tylko dobre spółki. Po drugie, żądania co do ceny za akcje muszą być rozsądne. W obu odpowiedziach kryje się jednak dobra wiadomość: mimo spowolnienia gospodarczego, kryzysu, niedawnego załamania kursów na giełdach, IPO może się udać. O ile zostanie właściwie przygotowane i przeprowadzone.
[srodtytul]Nie ilość, ale jakość[/srodtytul]
Od początku tego roku na głównym warszawskim parkiecie, według danych GPW, zadebiutowało sześć spółek, które ze sprzedaży nowych akcji pozyskały w sumie 33,3 mld zł (łączna wartość ofert sięgnęła 576,5 mln zł). W analogicznym okresie 2008 r. odbyły się 23 debiuty, którym towarzyszyły oferty o łącznej wartości 7,3 mld zł (z tego 1,6 mld zł trafiło do spółek dzięki emisji nowych akcji). Poprzedni rok był już jednak relatywnie słaby dla giełdowych debiutantów.
Bessa dawała się już wszystkim we znaki. Na rynku publicznym pojawiły się "zaledwie" 33 spółki, które sprzedały papiery warte 9,3 mld zł (wartość nowych emisji sięgnęła 3,7 mld zł). Pytani przez nas eksperci sądzą, że o poziomach z 2007 r., gdy przeprowadzono 81 ofert wartych 18,3 mld zł (w tym 15,4 mld zł spółki pozyskały z nowych emisji akcji), możemy w najbliższym czasie zapomnieć. Na pewno do czasu ożywienia gospodarczego oraz wyraźnej, a przede wszystkim trwalszej, dłuższej poprawy koniunktury na GPW. Ale to nie znaczy, że rynek IPO będzie w całkowitym bezruchu.