Liczba osób nadmiernie zadłużonych, czyli posiadających co najmniej 10 kredytów, sięgnęła 137 tys. osób, a ich zadłużenie w połowie roku wynosiło już 15,7 mld zł – szacuje Mariusz Karpiński, były prezes GE Money Banku i Meritum Banku, na podstawie danych z Biura informacji Kredytowej.
Jeszcze kilka miesięcy temu szacowano tę kwotę na 10 mld zł, a grupę takich kredytobiorców na około 100 tys. Coraz więcej osób w tej grupie nie jest w stanie spłacać swoich zobowiązań. Przyczyną tego zjawiska jest agresywna polityka kredytowa, którą niektóre banki prowadziły jeszcze niedawno, przy czym nie wszystkie instytucje dostarczają dane do BIK, a jeszcze więcej nie korzysta z raportów biura.
Jeszcze do trzeciego kwartału ubiegłego roku bez większych problemów takie osoby finansowały swoje potrzeby, zaciągając kolejne kredyty. Pod koniec ubiegłego roku polityka banków się zmieniła i coraz więcej instytucji nie udziela już pożyczek takim osobom. W efekcie wzrasta udział kredytów zaciągniętych przez te osoby, które nie są spłacane terminowo. O ile w I kwartale było to 21 proc., o tyle trzy miesiące później już 27 proc., a według prognoz w IV kwartale tego roku udział kredytów z opóźnieniami w spłacie przekraczającymi 90 dni wyniesie w tej grupie aż 45 proc.
– Do złagodzenia skutków tego problemu potrzebne jest wprowadzenie czegoś na kształt bankowego postępowania układowego – uważa Mariusz Karpiński. Już teraz windykatorzy sygnalizują, że z różnych banków dostają zlecenia dotyczące tych samych klientów.
Według byłego prezesa GE Money Banku, dane przekazywane do BIK są niewystarczające, brakuje informacji o dochodach, ponieważ na razie podają je nieliczne instytucje. Do tego konieczne jest przyspieszenie pozyskiwania i przetwarzania danych, bo rekordziści w ciągu miesiąca potrafią zaciągnąć kilkanaście kredytów.