Pieniądz musi mieć swoją cenę

Z Andrzejem Bratkowskim, kandydatem do Rady Polityki Pieniężnej kolejnej kadencji, rozmawia Łukasz Wilkowicz

Publikacja: 30.11.2009 00:15

Pieniądz musi mieć swoją cenę

Foto: GG Parkiet, Małgorzata Pstrągowska MP Małgorzata Pstrągowska

[b]Jakie są Pana oczekiwania dotyczące sytuacji gospodarki światowej w przyszłym roku?[/b]

Spodziewam się takiego pełzania po dnie. Ożywienia, ale bardzo niewielkiego. Nieco większa może być poprawa w handlu międzynarodowym, ale to dlatego, że skala jego załamania była dużo większa niż spowolnienia aktywności gospodarczej w ogóle.

[b]Jakie będzie tempo wzrostu?[/b]

Średnio rzecz biorąc w najbliższych latach w rozwiniętych gospodarkach to będzie 1,0–1,5 proc. Liczę na to, że nie będzie powtórnego załamania. Ale sytuacja jest dość trudna, bo do tej pory pakując do gospodarki mnóstwo pieniędzy powstrzymano jedynie panikę na rynkach finansowych. Żadnego problemu nie rozwiązano. Globalna nierównowaga nadal istnieje. Nawet jeśli na Chinach uda się wymusić, by nieco umocniły swoją walutę, to też problem tylko zmniejszy, ale go nie rozwiąże. Mamy do czynienia z poważnym szokiem podażowym.

[b]Jakim?[/b]

Nagle w międzynarodowy obieg gospodarczy włączyło się bardzo dużo taniej siły roboczej z Azji. Na krótką metę dla innych to jest trudne, ale uważam, że w długim okresie to czynnik pozytywny. Pojawia się tania konkurencja, więc trzeba dokonywać restrukturyzacji. To musi potrwać.

[b]Jak na wzroście będzie się odbijał wysoki deficyt budżetowy związany z „antykryzysowymi” wydatkami?[/b]

Negatywnie. W takiej sytuacji trudno mówić np. o obniżkach podatków. Utrzymuje się pesymizm konsumentów. Można powiedzieć, że szykuje nam się model japoński w skali globalnej. Jeśli chodzi o rynki wschodzące, to takie kraje jak Chiny czy Indie, nie będą już mogły liczyć na zwyżki po 12 proc., ale 6–7 proc. – czemu nie?

[b]A my?[/b]

My jesteśmy gdzieś pośrodku. Przyszły rok będzie dość słaby – ze względu na fazę cyklu koniunkturalnego. Wzrost PKB raczej nie przekroczy 2 proc., chyba że mielibyśmy do czynienia ze znacznym ożywieniem w handlu międzynarodowym. Ale to pomoże głównie wynikom przemysłu. Płace ruszą w górę dopiero po pewnym czasie i w związku z tym cała reszta gospodarki przyspieszy nieco później.

[b]Jakie będą kolejne lata?[/b]

Będzie widać już wpływ tych korzystnych czynników i wzrost gospodarczy będzie się wahał w granicach 3–4 proc. Na to nas stać. Przy wolnym wzroście największych gospodarek na więcej nie należy liczyć.

[b]Przy takim wzroście trudno mówić o rozwiązywaniu również problemów naszej gospodarki.[/b]

Myślę, że najważniejsze jest to, że taki wzrost pozwoli na pewne ograniczenie bezrobocia.

[b]A jeśli chodzi o budżet?[/b]

Gwałtownej konsolidacji na pewno nie będzie. Ale sytuacja będzie przynajmniej ustabilizowana. Ostatnie lata to był okres dużego wzrostu wydatków budżetowych. Tym, co nie pozwoli na znaczące ograniczenie deficytu, jest rządowy program budowy dróg, z którego raczej nie można się wycofać. W efekcie do 2012–2013 r. deficyt będzie dość znaczny, chociaż w pewnych obszarach możliwe są jakieś działania.Atmosfera będzie sprzyjała np. temu, by nie dawać kolejnych podwyżek nauczycielom, lekarzom, nie mówiąc o urzędnikach. Są pewne możliwości oszczędzenia na obronie narodowej. W długim terminie istotne jest to, co się uda zrobić z emeryturami – nie mówię o kwestii przesunięć na linii ZUS-OFE, a raczej o podniesieniu wieku emerytalnego.

[b]Biorąc pod uwagę perspektywy budżetu, jaki jest Pana zdaniem realistyczny scenariusz wejścia do strefy euro?[/b]

Teoretycznie nie musimy spełniać kryteriów konwergencji w momencie wchodzenia do ERM2. Ale to jest bardzo ryzykowne. Poza tym strona unijna też ma coś do powiedzenia w tej sprawie. Dlatego jeśli chodzi o kryterium inflacyjne i fiskalne, musimy być przynajmniej blisko spełnienia kryteriów i perspektywa ich spełnienia musi być wiarygodna.

[b]Terminy?[/b]

Moim zdaniem, trudno nam będzie wejść do ERM2 wcześniej niż w 2011 r. – i to jest termin dość optymistyczny. Raczej to będzie 2012 r. To oznacza, że wejście do strefy euro nastąpi w 2014–2015 r. Oczywiście, przy założeniu, że nie ma drugiej fali kryzysu.

[b]Jak bliska perspektywa wejścia do ERM2 i strefy euro może ograniczać pole działania, jeśli chodzi o politykę pieniężną w Polsce?[/b]

Na pewno potrzebna jest nieco większa ostrożność – trzeba z odpowiednim wyprzedzeniem reagować na ożywienie gospodarcze. Zaznaczam, że na pewno to nie dotyczy przyszłego roku. Ożywienie będzie słabe. A poza tym – co pokazały doświadczenia obecnego kryzysu – polityka pieniężna nie może być zorientowana wyłącznie na niską inflację. Jeżeli np. w tej chwili polityka pieniężna byłaby zaostrzona zbyt mocno – powiedzmy, że stopy byłyby podnoszone już wiosną – a ożywienie byłoby słabe, to w zasadzie uniemożliwiłoby szybkie spełnienie fiskalnego kryterium z Maastricht. Wyższe stopy byłyby zbyt silnym hamulcem dla całej gospodarki. To oczywiście nie znaczy, że do podwyżek stóp trzeba czekać, aż zobaczymy na własne oczy, że inflacja przekracza górny poziom odchylenia od celu.

[b]A w następnych latach?[/b]

Zbyt luźna polityka może stworzyć problemy. Koszty związane z niezrealizowaniem celu, jakim jest wejście do strefy euro, są większe niż utracone np. 0,5 pkt proc. wzrostu z powodu nieco podwyższonych stóp. Ale takie rozważania będzie można prowadzić później – nie w 2010 r.

[b]Czyli w początkowym okresie inflacja będzie na dalszym planie?[/b]

Nowa Rada będzie musiała być dość czujna, jeśli chodzi o inflację, ale jej sytuacja będzie nieco inna niż dwóch poprzednich. Ta, której kadencja kończy się teraz, miała – można powiedzieć – nieco szczęścia, jeśli chodzi o realizację celu inflacyjnego. Gdy inflacja wypadła w ubiegłym roku poza cel, doszło do kryzysu, który pomógł wrócić do wyznaczonego przedziału wzrostu cen. Będzie też inaczej niż za czasów pierwszej Rady, gdy inflacja była bardzo wysoka i został podjęty heroiczny wysiłek w celu jej obniżenia. Wówczas polityka pieniężna musiała być dość restrykcyjna. Nawet jeśli dziś oceniamy, że stopy były zbyt wysokie, to było to budowanie sobie marginesu bezpieczeństwa na wypadek jakichś problemów. Teraz oczekiwania inflacyjne są dość stabilne, na relatywnie niskim poziomie i nie ma ryzyka, że jeśli inflacja wyjdzie nieco ponad cel, to cała strategia legnie w gruzach. Dlatego trzeba celować w środek celu inflacyjnego, a nie starać się, by być bliżej dolnej granicy, jak mogłaby podpowiadać perspektywa wejścia do strefy euro.

[b]Czy RPP będzie mogła pozwolić sobie w przyszłym roku na wyraźne wyprzedzenie z podwyżkami stóp Europejski Bank Centralny?[/b]

Wyraźnie – raczej nie. Ale pewne wyprzedzenie będzie pożądane. Startujemy z nieco innego poziomu. Poza tym oni – tu w grę wchodzi czysta psychologia – znacznie dłużej będą leczyć rany. Polscy konsumenci, jak tylko zobaczą, że nie grozi im utrata pracy, natychmiast rzucą się na kredyty i zaczną kupować domy i więcej wydawać na bieżąco. Trzeba będzie grać tak, by wzmocnienie złotego, które będzie towarzyszyło zwiększeniu różnicy między stopami procentowymi u nas i w strefie euro, wykorzystywać jako czynnik stabilizujący inflację, a nie coś, co spowoduje zahamowanie wzrostu.

[b]Dariusz Filar, członek RPP obecnej kadencji, mówił często o swojej regule, że główna stopa NBP powinna być o jakieś 2 pkt proc. powyżej inflacji. Czy Pan ma jakąś własną zasadę dotyczącą prowadzenia polityki pieniężnej?[/b]

Dla takiego kraju jak Polska, zgodzę się, że średnio ta różnica powinna być właśnie taka. Ale w cyklu koniunkturalnym to powinno być zróżnicowane. Trzeba przewidywać, jak będzie wyglądało tempo wzrostu popytu, jak będzie się zachowywał kurs walutowy. I wtedy w niektórych sytuacjach realna stopa procentowa może wynosić zero, a w innych 4 proc.

[b]Teraz jesteśmy w okolicach zera.[/b]

Uważam, że np. doświadczenia amerykańskie z ostatnich lat wskazują, że zerowe stopy procentowe są możliwe tylko w szczególnych sytuacjach i na bardzo krótki okres. Jeżeli przez dłuższy czas utrzymuje się niskie stopy procentowe, to dezintegruje gospodarkę. Pieniądz musi mieć swoją cenę. Jak ceny nie ma, to nie ma ograniczenia pieniężnego w gospodarce i bawimy się w socjalizm, a nie w kapitalizm.

[b]A w warunkach polskich?[/b]

Wydaje mi się, że zejście poniżej obecnego poziomu jest praktycznie niemożliwe – tylko w sytuacjach bardzo głębokich zaburzeń i na krótko. W dołku koniunktury obecny poziom stóp jest odpowiedni.

[b]Obserwując sposób komunikacji Rady Polityki Pieniężnej z otoczeniem – czy widzi Pan jakieś możliwości poprawy?[/b]

Podstawowy problem to rozstrzelone poglądy w Radzie. Rada jest duża i to powoduje, że dość trudno jest osiągnąć jakiś głębszy konsensus. W efekcie o wysokości stóp procentowych decyduje grupa, która akurat ma większość. Z czysto praktycznego punktu widzenia – ponieważ ta większość jest płynna, w komunikatach z posiedzenia Rady nie można opisać jednej filozofii działania.

[b]Większa otwartość?[/b]

To już niewiele da. Dobra komunikacja nie polega na tym, by pokazywać, jak stopy procentowe będą wyglądały za trzy lata. Projekcja stóp procentowych jest niewiarygodna, bo za miesiąc-dwa warunki w gospodarce mogą się zmienić i inna byłaby już ścieżka stóp.Od Rady można oczekiwać, że rynki będą dobrze rozumiały, jaki jest jej tok rozumowania, jaka jest jej prawdziwa funkcja celu, co uważa za ważne, a co nie, czy też jak bilansuje czynniki ryzyka. To jest łatwe, gdy panuje jednomyślność, ale gdy są takie „pływające głosy”, to zawsze będzie – można powiedzieć – bałagan.

[b]Co w takim razie można zrobić?[/b]

Miałem już okazję brać udział w posiedzeniach Rady jako wiceprezes NBP. Na podstawie tych doświadczeń uważam, że nie byłoby źle, gdyby miała miejsce publikacja stenogramów z posiedzeń. To temperowałoby nieco uczestników dyskusji, zmusiło do szukania argumentów. A jednocześnie rynki wiedziałyby, co jest ważne dla członków RPP.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy