Umowa może zawierać np. deklarację, że po 20 latach pracy lub zebraniu określonego kapitału dodatkowa emerytura będzie wynosić połowę pensji albo z góry znaną kwotę.
Polski system emerytalny nie przewiduje tego rozwiązania w żadnym z trzech filarów emerytalnych. U nas są definiowane tylko składki. Wyjątek stanowią emerytury mundurowe i rolnicze. Dlatego polskie towarzystwa emerytalne miały bardzo ograniczone możliwości świadczenia usług zarządzania dla zagranicznych pracodawców. Jak dowiedział się „Parkiet”, resort pracy przygotował założenia ustawy, która ma to zmienić.
Zmiany przepisów oczekiwała od nas m.in. Komisja Europejska. Powoływała się na dyrektywę z 2003 r. w sprawie działalności instytucji pracowniczych programów emerytalnych oraz nadzoru nad nimi. Dyrektywa miała na celu utworzenie europejskiego rynku PPE, rządzącego się wspólnymi zasadami.
Czy polscy obywatele też będą mogli korzystać z programów, w których z góry wiadomo, jaką dostaną emeryturę? Tylko pracując dla zagranicznego pracodawcy, i to za granicą. Zdaniem resortu pracy definiowanie wysokości świadczenia tworzy duże ryzyko i rodzi konieczność tworzenia dużych rezerw.
Szanse na to, że któreś z polskich towarzystw poprowadzi PPE dla zagranicznej firmy, są niewielkie. Na korzyść polskich PPE działa fakt, że ich klienci stracili na kryzysie mniej niż np. w Irlandii. Programy były też lepsze od OFE. W 2008 r. do ponad tysiąca pracowniczych programów należało 325 tys. osób, a ich aktywa wynosiły 3,6 mld zł. Przez pracownicze towarzystwa prowadzonych było 28 programów. Reszta przez TFI i ubezpieczycieli.