Blisko 40 mln zł straciły w 2009 r. towarzystwa na sprzedaży ubezpieczeń ryzyka finansowego. Chodzi głównie o produkty chroniące przed skutkami utraty pracy, które są dodawane do kart kredytowych i hipotek. Rok wcześniej zarobiły na nich 27,8 mln zł.
[srodtytul]Banki dyktują warunki[/srodtytul]
Przychody towarzystw z takich produktów sięgnęły w 2009 roku rekordowej kwoty 870,2 mln zł i były o 60 proc. większe niż w 2008 r. Liczba czynnych polis na koniec 2009 r. wynosiła 360,9 tys., podczas gdy rok wcześniej było to 195,2 tys. – Szukając dodatkowych źródeł przychodów, banki mocno promowały ubezpieczenia od skutków utraty zatrudnienia, a z drugiej strony pogarszała się sytuacja na rynku pracy, co powodowało, że ludzie chętniej kupowali takie polisy – tłumaczy Andrzej Powierża, analityk Domu Maklerskiego Banku Handlowego. Zwraca uwagę, że na wzrost przypisu miały wpływ także podwyżki cen tego rodzaju ubezpieczeń.
Skąd więc strata? Jednym z powodów jest wzrost kosztów akwizycji, czyli sprzedaży nowych polis. Poszedł w górę o 75 proc., do 374,3 mln zł. Opłaty na rzecz banków zjadły 43 proc. przychodów towarzystw. – Dobrze zarabiały na ubezpieczeniach ryzyka finansowego, więc coraz więcej z nich interesowało się współpracą z bankami na tym polu. A te, widząc rosnący popyt, podniosły prowizje. Potęga banków jako sprzedawców zwiększa się – wyjaśnia Marcin Mazurek, prezes firmy doradczej Intelace Research monitorującej polski rynek finansowy.
Czy ubezpieczenia tego rodzaju pozostaną deficytowe? – Być może doszliśmy do momentu, w którym ubezpieczyciele już nie będą skłonni płacić więcej za współpracę z bankami. Musi się ona bowiem opłacać obydwu stronom. Banki będą musiały dostosować się do tej sytuacji – uważa Powierża.