O większym zaangażowaniu inwestorów na rynkach rozwijających się świadczy też osłabienie dolara. Euro kosztuje już 1,347 USD, najwięcej od kwietnia.
Przez ostatnie dwa miesiące złoty praktycznie nie reagował na doniesienia makro i pozostawał w przedziale 3,92–3,96 zł za euro. Cześć analityków sądzi, że to wynik wykorzystywania swapów walutowo-procentowych przez inwestorów kupujących polskie obligacje. Wykorzystanie instrumentów pochodnych powoduje, że zakupy papierów nie przekładały się na aprecjację złotego.
Według części ekonomistów większe wahania w tym tygodniu mogą oznaczać, że część inwestorów kupuje lub sprzedaje polskie aktywa bez zabezpieczeń, a dzięki temu rynek walutowy znowu odżywa. Choć dilerzy podkreślają, że trudno mówić o powrocie obrotów sprzed kryzysu finansowego.
Z prognoz ekonomistów ankietowanych przez agencję Bloomberg wynika, że złoty może się jeszcze nieznacznie umocnić. Średnia oczekiwań analityków na koniec grudnia wskazuje na poziom 3,87 zł za euro, na koniec 2011 r. – 3,7 zł za euro.Najbardziej pesymistyczny co do perspektyw polskiej waluty jest amerykański Wells Fargo (prognozuje kurs 3,95 zł za euro na koniec roku). Największy optymizm cechuje UBS (3,60).
Analitycy ING Banku Śląskiego oczekują, że na koniec roku euro będzie kosztować 3,9 zł, a nagłej deprecjacji będzie próbowało zapobiegać Ministerstwo Finansów. Rząd jest zainteresowany, aby złoty ostatniego dnia grudnia był jak najsilniejszy, zmniejsza to bowiem wartość zobowiązań zagranicznych uwzględnianych przy wyliczaniu długu publicznego.W tym tygodniu inwestorzy będą oczekiwać na wypowiedzi członków Rady Polityki Pieniężnej po jej posiedzeniu.