– Osłabienie naszej waluty to efekt publikacji słabszych danych z Niemiec na początku tygodnia. Rośnie obawa, że nadzieje na ożywienie gospodarcze mogą być płonne, co wpłynie na kondycję polskiej gospodarki i stan finansów publicznych – mówi Piotr Bielski, ekonomista BZ WBK. – Minęła euforia po zapowiedzi zastrzyku kapitału od Banku Japonii. Niewykluczone, że część inwestorów właśnie realizuje zyski – ocenia Marcin Mazurek, ekonomista BRE Banku. Nie spodziewa się jednak gwałtownej wyprzedaży. – Złoty wraca do poziomów z początku miesiąca. Dopóki nie przebije bariery 4,20 zł za euro, nie ma co wszczynać alarmu – mówi. Prognozuje, że kurs naszej waluty w najbliższych tygodniach będzie poruszał się w przedziale 4,12-4,20 zł za euro.
Analitycy Erste Group spodziewają się, że na koniec kwietnia złoty umocni się do 4,15 zł za euro, podobnie wspólna waluta będzie kosztowała też na koniec całego kwartału. – W naszej ocenie rosnące oczekiwania na dalsze obniżki stóp procentowych, związane z trudną sytuacją gospodarczą, będą powstrzymywały złotówkę przed umocnieniem w najbliższym czasie – mówi Katarzyna Rzentarzewska, analityczka Erste.
Inwestorzy pozbywają się też ostatnio polskich papierów skarbowych. Najmocniej ucierpiały na tym obligacje 10-letnie. Ich oprocentowanie nieco wzrosło, ale wciąż pozostaje niższe niż 3,5 proc. Marcin Mazurek prognozuje, że rentowność obligacji 10-letnich nie powinna wzrosnąć w najbliższych tygodniach mocniej niż do 3,5-3,6 proc. Zdaniem ekonomisty BRE Banku ryzyko, że inwestorzy mogą zacząć wyprzedawać złotego i polskie obligacje, wzrośnie dopiero wtedy, kiedy rynek zacznie się spodziewać odwrotu w polityce pieniężnej banków centralnych na świecie. Na razie jednak na to się nie zapowiada. Analitycy nie wykluczają nawet, że Europejski Bank Centralny w przyszłym tygodniu obniży stopy procentowe.