Już teraz wiadomo, że pod względem wolumenu obrotu będzie to rekordowy rok. Sytuacja ta może dziwić, w szczególności jeśli weźmiemy pod uwagę coraz prężniej rozwijający się rynek forex. Jak jednak pokazują statystyki, wcale nie przeszkadza to w rozwoju giełdowego rynku walutowego.
Pierwsze kontrakty na waluty pojawiały się na warszawskim parkiecie już we wrześniu 1998 r. Dotyczyły one pary USD/PLN. Rok później paleta została uzupełniona o kontrakty na kurs EUR/PLN. Dziesięć lat później dołączyły do tego futures na CHF/PLN. Mimo coraz bogatszej oferty rynek kontraktów na waluty przez ostatnie kilka lat pozostawał w cieniu innych instrumentów – przede wszystkim kontraktów na WIG20. Wielu inwestorów narzekało na płynność notowanych instrumentów. Spready były tak duże, że często opłacalność inwestycji stawała pod znakiem zapytania. W tym roku możemy jednak już mówić o przełomie. Płynność znacząco się poprawiła. To m.in. efekt działania animatorów rynku – DM BOŚ oraz mBank (dawniej BRE Bank) – które aby zapewnić inwestorom możliwość handlu po jak najlepszych cenach oferują 250 i 500 kontraktów jednocześnie po obu stronach rynku, czyli zarówno po stronie kupna, jak i sprzedaży. Nie są to jednak jedyne powody, dla których rynek kontraktów na waluty przeżywa w ostatnim czasie istny rozkwit. Pomaga także sama konstrukcja rynku. W odróżnieniu bowiem od foreksu giełdowy rynek walutowy jest segmentem regulowanym zapewniającym bezpieczeństwo i przejrzystość dla wszystkich jego uczestników. Każdy może sam sprawdzić, jakie oferty znajdują się aktualnie w arkuszu zleceń, sprawdzić dane dotyczące obrotów czy też kursów, po jakich były dokonywane transakcje. Inwestorzy są całkowicie anonimowi dla innych uczestników obrotu. Dodatkowo nad bezpieczeństwem rozliczeń dokonywanych transakcji czuwa KDPW_CCP.
Warto również wskazać, że obecna oferta GPW w zakresie walutowych futures jest bardzo konkurencyjna w stosunku do rynku międzybankowego (OTC). Obecnie w przypadku chociażby kontraktów na USD/PLN spready często są węższe niż na rynku międzybankowym. Sięgają od kilku do kilkunastu pipsów. Zachęcać mogą także niskie poziomy depozytów zabezpieczających. W przypadku futures na CHF/PLN oraz EUR/PLN wynoszą one zaledwie po 2 proc. Przy parze USD/PLN jest to 3 proc. Biorąc pod uwagę fakt, że wielkość jednego kontraktu odpowiada 1 tys. jednostek danej waluty, to rynek ten jest dostępny praktycznie dla każdego inwestora. Ci najwięksi mają także możliwość dokonywania transakcji pakietowych, które nie wpływają na wycenę kontraktów. A każdy z nich posiada wiele terminów wygasania, dzięki czemu inwestor bez problemu znajdzie instrument odpowiadający jego potrzebom.
Niewykluczone więc, że złoty okres kontraktów terminowych na waluty dopiero przed nami. Jak bowiem mówi giełdowe powiedzenie: „płynność przyciąga płynność". Istnieje więc szansa, że po tak dobrym roku futures na waluty zyskają jeszcze większe uznanie w szczególności inwestorów instytucjonalnych.