Podatek od umorzenia

Brak jasnego stanowiska oraz jednolitej interpretacji istniejących przepisów podatkowych sprawia, że poszczególne spółki, przeprowadzające skupowanie i umarzanie własnych walorów, samodzielnie starają się rozwiązać problem płacenia podatku od buy-backu. Część firm nie płaci go wcale, inne - wystraszone groźbą posiadania zaległości wobec Skarbu Państwa - w ogóle nie przeprowadziły umorzenia, osłabiając tym samym ekonomiczny sens całej operacji.Najodważniejszy w swoich poczynaniach jest częstochowski Yawal. Spółka ta nie zapłaciła podatku, nie utworzyła specjalnych funduszy i, jak się wydaje, postąpiła słusznie. - Nasza pewność wynika z chłodnej oceny sytuacji. Urząd skarbowy nie jest w stanie określić podatników, którzy ewentualnie mieliby zapłacić podatek - powiedział PARKIETOWI Piotr Knapiński, dyrektor finansowy Yawalu. W imieniu spółki do właściwego urzędu skarbowego wystosowano przed kilkoma miesiącami zapytanie w sprawie podatku i do tej pory nie otrzymano odpowiedzi. - Na wypadek gdyby interpretacja urzędowa okazała się niekorzystna dla spółki, już mamy ekspertyzy z kancelarii prawniczych, iż podatku nie należy płacić - dodał P. Knapiński. Podobnie jak Yawal postąpił wrocławski TIM. Reprezentujący go Krzysztof Wieczorkiewicz powiedział, iż spółka nie zapłaciła podatku ani nie utworzyła dodatkowej rezerwy gotówki. - Według naszych wiadomości, większość opinii skłania się ku temu, że się nie płaci - dodał K. Wieczorkiewicz.Pewność tych spółek wydaje się być uzasadniona. W końcu każda firma przy umarzaniu akcji występuje jedynie jako płatnik, a nie podatnik. Oznacza to, że ciąży na niej co najwyżej obowiązek przekazania do fiskusa pieniędzy z kieszeni podatnika - w tym przypadku akcjonariuszy spółki - a nie regulowania cudzych zobowiązań.

dokończenie str. 2

Co więcej, brak reakcji ze strony US w Częstochowie może oznaczać, że urząd sam nie wie, jak ma się zabrać do sprawy. Gdyby bowiem nawet uznał, że podatek jednak płacić trzeba, pozostaje kwestia ustalenia, na który dzień należy go naliczyć (podjęcia uchwały przez WZA, rozpoczęcia skupowania, zarejestrowania uchwały przez sąd). Wówczas zaś należałoby określić (o ile jest to w ogóle możliwe i zgodne z zasadą niedziałania prawa wstecz) listę historycznych akcjonariuszy. Oznaczałoby to konieczność uiszczenia podatku przez każdego z wyznaczonych inwestorów we właściwych dla nich urzędach. Wówczas powstaje jeszcze jeden problem. Znając "klarowność" naszych przepisów, można się spodziewać, iż poszczególne urzędy skarbowe wydadzą odmienne interpretacje. W skrajnym przypadku może się zatem okazać, że właściciele spółki, rozliczający się na przykład w Częstochowie podatku nie zapłacą, w przeciwieństwie do tych - powiedzmy - z Krakowa.Pozostałe spółki, które umorzyły skupione walory, przyjęły inną strategię, płacąc podatek lub tworząc specjalne fundusze celowe. Do tych pierwszych należy między innymi krakowska Vistula. - W sprawie podatku od buy-backu otrzymaliśmy odpowiedź z urzędu skarbowego, że podatek jednak się płaci. Uczyniliśmy to i od razu wystąpiliśmy do ministra finansów o wydanie urzędowej interpretacji przepisów prawa podatkowego. Teraz czekamy na odpowiedź - powiedział PARKIETOWI Antoni Sokół, wiceprezes Vistuli. W zależności od odpowiedzi spółka wystąpi jedynie o zwrot podatku wraz z należnymi odsetkami (zapłacona kwota podatku wyniosła 2,4 mln zł) lub skieruje sprawę do NSA.Z kolei Wólczanka i Irena ograniczyły się do utworzenia funduszy celowych, bez (przynajmniej dotychczas) przekazywania pieniędzy do fiskusa. - Otrzymaliśmy odpowiedź z urzędu, jednak brak jest w niej jednoznacznego stanowiska. My uważamy, że podatek się nie należy, skoro więc przepisy są wątpliwe, to nie płacimy - stwierdził Stanisław Pieciukiewicz, dyrektor ds. ekonomicznych Ireny. Na wszelki wypadek spółka utworzyła fundusz w wysokości 20% wartości akcji w cenie nabycia, podobnie jak uczyniła to Wólczanka. Ta ostatnia spółka również nie teraz na stanowisko Ministerstwa Finansów.

Adam Mielczarek