Ostatnie dni przyniosły dramatyczne ochłodzenie nastrojów na warszawskiej giełdzie. Za trendem finansowym posłusznie podąża również ton komentarzy, które rysują coraz czarniejsze scenariusze. Czy naprawdę perspektywy inwestowania na rynku instrumentów udziałowych są tak pesymistyczne? Czy też może cykliczna natura rynków finansowych sprawia, że obecnie dostrzegamy tylko to, co chcemy dostrzegać, a długoterminową perspektywę przysłania nam lęk przed dalszymi stratami. Odpowiedzi na powyższe pytania odnajdziemy w teorii fal Elliotta oraz analizie cykli.Konformizm inwestycyjnyKiedy w drugiej połowie sierpnia na konferencji prasowej poświęconej prezentacji wyników przedstawiliśmy opinię, iż rynek akcji jest w krótkim terminie przewartościowany i korekta będzie kontynuowana, nie wzbudziło to zainteresowania przedstawicieli mediów. Cytowano natomiast fragmenty prezentacji, w których była mowa o tym, iż w długim terminie rynek akcji znajduje się w silnym trendzie wzrostowym.W tym okresie rynek znajdował się powyżej 17 000 pkt. i wiele wskazywało na możliwość testowania szczytu z połowy lipca. Ten fenomen selektywnego podejścia do informacji pokazuje, jak podświadomie każdy z nas stara się zobaczyć lub usłyszeć tylko to, co chce usłyszeć bądź zobaczyć. Podświadomie tłumimy natomiast wszelkie myśli, które prowadziłyby do wniosków niezgodnych z ogólnie przyjętą opinią. Niestety, tak zdefiniowany konformizm inwestycyjny wypacza zdolność do racjonalnego myślenia i jest źródłem wielu niesłusznych decyzji inwestycyjnych.Gdy teoria potwierdza praktykęW świetle teorii Elliotta, obecną fazę rozwoju rynku można oznaczyć jako falę drugą (korekcyjną) stopnia średniego w trzeciej fali stopnia podstawowego (patrz wykres). Zgodnie z klasycznym modelem fal, fala druga jest niezwykle trudnym testem dla inwestorów, ponieważ znosi znaczną część fali pierwszej i podważa zaufanie do dopiero się formującego trendu wzrostowego. Na rynku ponownie gości lęk i rozpowszechnia się opinia, iż bessa powróciła na dobre. Inwestorzy wciąż dobrze pamiętają spadki, a ta świadomość z jednej strony nie pozwala kupować, a z drugiej nakazuje poczekać na korektę techniczną w celu całkowitego zamknięcia pozycji. Skutkuje to licznymi dywergencjami, zanikającym wolumenem oraz silną chwiejnością rynku.Jeśli teraz postaramy się porównać obecną sytuację na rynku do przytoczonego opisu, dostrzeżemy zadziwiającą zbieżność. Po pierwsze, spadki są bardzo dotkliwe i osiągają tempo porównywalne jedynie z lipcem ubiegłego roku, kiedy żniwo zbierał kryzys rosyjski. Tyle tylko, że obecnie kondycja zarówno naszego wschodniego sąsiada, jak i gospodarki światowej jest znacznie lepsza niż rok temu.Po drugie, zaufanie do ukształtowanego od października ubiegłego roku trendu wzrostowego zostało znacznie nadszarpnięte po przełamaniu serii istotnych linii wsparcia. Analitycy techniczni prześcigają się w określaniu potencjalnych poziomów wsparcia, od których indeks powinien się odbić. Jednak powszechne jest przekonanie, że średnioterminowy trend uległ trwałej zmianie.Fundamentaliści natomiast dopiero teraz dostrzegli szereg negatywnych informacji makro i mikroekonomicznych i w związku z tym uznają spadki za uzasadnione. A przecież dane o narastającym deficycie obrotów bieżących, kłopotach ZUS, nasilającej się inflacji oraz mizernych wynikach spółek za I półrocze znane były już znacznie wcześniej. Wtedy były jednak ignorowane, gdyż na rynku słuchano tych, którzy potrafili wytłumaczyć wzrosty, a nie ostrzegali o spadkach.Gwoździem do trumny jest Y2K (problem roku 2000), który sprawi, że do końca roku nie należy oczekiwać wzmożonej aktywności inwestorów zagranicznych - szczególnie po stronie popytowej. Do kompletu negatywów brakuje jedynie kryzysu zewnętrznego, który mógłby zachwiać globalną infrastrukturą gospodarczą. Taki scenariusz może się uprawdopodobnić za sprawą gwałtownej przeceny amerykańskich akcji. Czy w związku z tym może być jeszcze gorzej?Oczywiście, że tak - ale jest znacznie bardziej prawdopodobne, że będzie lepiej! Wydaje się, że obecnie rynek jest bliski osiągnięcia dna nastrojów. Powoli wkrada się zniechęcenie, które jest doskonałym symptomem wyprzedania rynku. Czy oznacza to, że jest to najlepszy moment do kupowania? Niestety, nie. Zmiany nastrojów z reguły poprzedzają zachowania rynków finansowych i na właściwe dno na rynku przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać.Kiedy przyjdzie opamiętanie?Z uwagi na siłę drugiej fali w większości przypadków ma ona strukturę zygzaka. W naszym przypadku mamy do czynienia z pewną wariacją tej struktury - podwójnym zygzakiem. Korekty fal impulsu zatrzymują się najczęściej w obszarze uprzedniej fali czwartej stopnia niższego, zwykle w pobliżu jej zakończenia.W naszym przypadku oznaczałoby to okolice 13 500-14 000 pkt. Silne korekty fal impulsu, a fale drugie do takich należą, zatrzymują się jednak w obszarze fali drugiej stopnia niższego - zazwyczaj w pobliżu szczytu fali pierwszej, tj. 13 200 pkt. Tak ukształtowała się właśnie druga fala stopnia średniego w okresie od maja do grudnia 1995 r. Ponadto silne fale korekcyjne znoszą zazwyczaj 61,8% poprzedniej fali, a tyle wypada dokładnie na poziomie 13 200 pkt.Można zatem z dużym prawdopodobieństwem uznać, iż fala druga zakończy się właśnie na tym poziomie. Jeśli chodzi o umiejscowienie tego zdarzenia w czasie, to analiza cykli dominujących na warszawskim parkiecie podpowiada dwa terminy: przełom października i listopada oraz ostatni tydzień grudnia.Reasumując, obserwowane obecnie spadki powinny na początku listopada lub pod koniec grudnia zatrzymać się na poziomie 13 200 pkt. Fala trzecia, która ukształtuje się jako następna w kolejności, może mieć strukturę wydłużoną albo moźe mieć taką samą długość jak fala pierwsza.W pierwszym przypadku, stosując mnożnik 1,618, możemy oszacować minimalny zasięg tego ruchu na 25 000 pkt. Jeśli jednak do wydłużenia nie dojdzie, to fala trzecia skończy się na poziomie około 20 500 pkt., a więc w pobliżu szczytu z 1994 r. Następująca po niej korekta, zgodnie z regułą zmienności, będzie miała formę płaską. Zanim jednak do niej dojdzie, inwestorzy pochłonięci szalonymi zakupami po raz kolejny zignorują symptomy przewartościowania rynku.Czy jest jakaś szansa, aby przerwać ten zaklęty cykl i oddzielić emocje od racjonalnych decyzji inwestycyjnych? Nie sądzę i dlatego właśnie tak doskonale będą się sprawdzać techniki inwestycyjne koncentrujące się na bieżącej analizie nastrojów.
GRZEGORZ WILHELM CIMOCHOWSKI
Z-ca dyrektora Departamentu
Zarządzania Aktywami CA IB
Investment Management SA,