Polski rynek kontraktów terminowych na indeks akcji rozwija się wprawdzie dynamicznie, jednak wciąż pod pewnymi względami jest daleki od doskonałości.Przede wszystkim przez znaczną część czasu kurs kontraktów znajduje się poniżej ceny spot, co powoduje zamieszanie nie tylko w głowach rodzimych teoretyków, ale również praktyków za granicami. Czasem jednak kurs kontraktów znajduje się ponad ceną spot i wówczas dzieją się na tym rynku bardzo dziwne rzeczy.Z taką sytuacją mamy do czynienia w ostatnich kilku tygodniach. Od 20 czerwca do 7 lipca cena indeksu bazowego dla kontraktów spadła o 1,6%, czyli 33 pkt. (według wartości z fixingu). W tym samym czasie kurs kontraktów wzrósł o 33 pkt. (według cen otwarcia, co bardziej odzwierciedla zachowanie rynku spot). Tendencja rynku kasowego jest raczej spadkowa, kursy największych papierów ? Optimusa, Elektrimu, Telekomunikacji Polskiej SA ? zniżkują, a jednak kontrakty zaczęły żyć własnym życiem.Równocześnie bardzo interesująca jest obserwacja tego, co dzieje się na rynku futures w ciągu dnia (zwłaszcza od 3 lipca). Następuje tam ciekawe zjawisko ? im bardziej spada indeks na rynku kasowym, tym większe pojawiają się oferty po stronie kupna kontraktów. Można by przypuszczać, że ktoś wierzy w rychły wzrost rynku i stara się podtrzymywać cenę przed zbyt dużym spadkiem. Z drugiej strony, można powiedzieć, że sprzedający powinni być na tyle aktywni, żeby zepchnąć kurs w dół.Niestety, jest jednak jedno ?ale?. Nasz rynek futures jest wciąż rynkiem niedużym. Średnia wielkość zlecenia na nim to zaledwie kilka kontraktów. Dominują indywidualni spekulanci. Brak równoważnej siły po stronie arbitrażystów, czy zabezpieczających pozycje, którzy mogliby zwiększyć efektywność rynku.Może więc być tak, że w ostatnim czasie pojawił się na naszym rynku jeden lub kilka dużych inwestorów zdolnych otwierać pozycje na kilkuset kontraktach dziennie. Jego (ich) zasoby mogą być na tyle istotne, żeby w oczekiwaniu na wzrost rynku utrzymywać długą pozycję (i stale ją powiększać), gdyż jej zamknięcie doprowadziłoby do znacznych strat.Mam nadzieję, że tak nie jest, gdyż w przeciwnym razie możemy wkrótce poznać polskiego Nicka Leesona (na fot.) ? to ten, który rozłożył Barings Bank stosując powyższą metodę. Niestety, nie mogę znaleźć innej racjonalnej odpowiedzi na to pytanie.
Grzegorz Zalewski