Jeszcze nie dalej jak rok temu Europejczycy byli przekonani, że mogą skutecznie konkurować z pionierami internetowego biznesu i wybierali się za Atlantyk. W stolicach Starego Kontynentu zainicjowano wtedy liczne IPO. Fakty zweryfikowały marzenia: to zaatlantyckie internetowe spółki dominują w Europie, dyskontując miejscowych graczy e-commerce. Ukształtowała się nowa hierarchia. Na jej szczycie, obok telekomunikacyjnych gigantów, usadowiły się gwiazdy z Nasdaqa.
Produkty amerykańskich wirtualnych detalistów weszły na nasz kontynent wbrew tym, którzy kierując się doświadczeniami spółek starej ekonomii, sądzili, że nie będzie to miało miejsca. Tymczasem wpływy Amazon.com z amerykańskiego rynku są pięć razy większe niż przychody należącego do Bertelsmanna BOL ? policzył International Data Corporation (IDC) w swym ostatnim raporcie. Najwięcej użytkowników ? 9 mln w samej Europie ? ma Yahoo!, a T-Online (Deutsche Telekom) zajmujący pod tym względem drugie miejsce w Niemczech i Wielkiej Brytanii ma ich 5,4 mln. Notowane na Nasdaqu amerykańskie portale AOL i Lycos razem cieszą się wiekszą popularnością niż ich europejscy konkurenci. Onet może być najpopularniejszy w Polsce, T-Online w Niemczech, Wanadoo we Francji. Żaden z nich jednak, w przeciwieństwie do Yahoo! (w naszym kraju trzeci ? wykazują badania Pentora, SMG/KRC i TNS OBOP) nie przewodzi czołówce najpopularniejszych w Europie portali. Działania tego ostatniego są zakrojone na większą skalę: globalną, jak przystało na World Wide Web. Taką strategię przyjęła większość z obecnych w Europie amerykańskich spółek e-commerce.Amazon.com oferuje i sprzedaje swoje produkty dzięki sieci, ale magazynuje i doręcza na czas dzięki rozmieszczonym na mapie świata rzeczywistym, a nie wirtualnym magazynom. Jego inwestycyjne kroki zostawiają namacalne ślady. Ma swoje centrum dystrybucyjne w Wielkiej Brytanii, a obecnie przygotowuje podobne na przedmieściach Paryża.Roczna sprzedaż miejsca aukcyjnego eBay przekracza ośmiokrotnie wyniki jego bezpośredniego brytyjskiego konkurenta QXL i opiewa na 87 mln USD. Mimo że ta pierwsza udostępniła swoją ofertę europejskim internautom dość późno, obecnie zajmuje pierwsze miejsce w rankingu popularności zarówno w Niemczech jak w Wielkiej Brytanii.?Przyczyn, dla których lokalni i zaatlantyccy e-przedsiębiorcy zajmują równorzędną pozycję w europejskiej sieci jest kilka? ? pisze BusinessWeek. Amerykanie mają zasobniejsze kieszenie. Europejskie marki, natomiast, znajdują się ciągle w fazie umacniania. Dla niektórych przeszkodą nie do pokonania staje się przekroczenie granic rodzimego kraju. Z powodów budżetowych ograniczają swoje inwestycje do ? w porównaniu z szeroko zakrojonymi planami amerykańskich kosmopolitycznych spółek ? ?malutkich? rynków. Tłumacząc położenie spółek IT nie można nie uwzględnić korekty, jaką zafundowały im na początku roku rynki finansowe. W jej wyniku wielu uczestników tego rynku rozpoczęło poszukiwania inwestorów i poddało się fali przejęć. Nauczka, jaką wyciągają oni z fluktuacji rynków owocuje partnerskimi układami, fuzjami, czy w najdrastyczniejszej wersji ? wyprzedażą.Brytyjski QXL wydał 1 mld USD na zakup niemieckiego miejsca aukcyjnego ricardo.de. Należący do DT T-Online przeciera ścieżki we Francji (przejął Club Internet) i Wielkiej Brytanii (rozmawia z Freeserve).Z drugiej strony, Amerykanie postępują dokładnie tak samo ? poddając się logicznym sugestiom konieczności konsolidacji ? i kupują. Amazon.com, na przykład, inwestuje w akwizycję brytyjskich i niemieckich wirtualnych księgarzy. Nierzadko, zamiast w 100 procentach przenosić model przedsiębiorczości z amerykańskiego rynku, uzupełniają go i dostosowują do europejskich warunków. Nowojorski SmallWorld.com, producent gier on-line stworzył ofertę na brytyjski rynek? jeśli udało nam się zbudować wyszukiwarkę dla amerykańskiego baseballu, to samo możemy zrobić z angielską piłką nożną ? twierdzą władze firmy. Zrobią to na odległość, z biur na Manhattanie. Swoją ofertę do potrzeb europejskiego odbiorcy dostosowuje także Amazon. 400 tysięcy nowych angielskich klientów sprawiło, że przychody spółki w pierwszym kwartale 2000 r. wzrosły do 45 mln USD, co oznaczało 210-procentowy wzrost w porównaniu z odpowiednim okresem ub.r.Kto pozostanie w ringu, gdy opadnie bitewny kurz? ? pyta BusinessWeek. Największe szanse na przetrwanie mają telekomunikacyjni potentaci, nie tylko właściciele komercyjnych portali, ale także dostawcy ISP. Amerykanie nie zrezygnują zapewne z łakomego kąska, jaki stanowi szacowany na 5,4 mld USD w roku ubiegłym i obliczony przez Forrester Research na 1,6 bln USD w roku 2004, rynek e-commerce.
Kolumnę 8 przygotowuje
Urszula Zielińska