Faksem z Gdańska

Budżet naszego państwa, które jest postrzegane jako ?tygrys? gospodarczy Europy, od lat nie daje satysfakcji obywatelom. Zwłaszcza ludziom zależnym wprost od budżetu i od jakości socjalnych funkcji państwa. Tak samo będzie z budżetem 2001. Zmienia się tylko wytłumaczenie.Wcześniejsze brzmiało ? powodem są niezreformowane finanse publiczne, czyli zbyt rozległa strefa bezpośredniego finansowania budżetowego, przekraczająca możliwości naszej gospodarki. Obecne wyjaśnienie brzmi ? powodem jest pośpiesznie zreformowana sfera budżetowa, piętrząca po roku 1999 dodatkowe wydatki, utrudniające zrównoważenie budżetu. To jest swoisty paradoks. Przecież reformy ubezpieczeń społecznych i służby zdrowia, a także reforma samorządowa robione były właśnie po to, by usprawnić obieg pieniądza publicznego i tym samym odciążyć budżet. Na razie jednak zbieżność czasowa tych zmian, brak wyobraźni reformatorów i porobione przy tej okazji błędy rodzą dodatkowe wydatki zamiast spodziewanych oszczędności.Bieżące skutki finansowe wspomnianych reform są odwrotne od skutków oczekiwanych w dłuższym horyzoncie czasu. Najlepszym przykładem jest przebudowa systemu rent i emerytur z modelu budżetowego na mieszany. Przewidywano dodatkowe nakłady na Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, licząc się z utratą dochodów w związku z przekazywaniem części składki na kapitałowy filar ubezpieczeń, ale rozmiary dziury okazały się większe i bardziej kosztowne dla budżetu, niż przypuszczano. Więcej ludzi poszło tą drogą, a system okazał się mniej wydolny. Już w roku 1999 FUS musiał być ratowany przez państwową pożyczkę i dodatkowo komercyjne kredyty. Od tej pory dotacje do FUS są stałym źródłem napięć budżetowych, ale i to nie jest całkowita prawda. Bowiem część kłopotów tej instytucji jest przerzucana na fundusze emerytalne w sposób niemiły dla klientów, a mianowicie przez opóźnione i niesystematyczne przekazywanie należnych składek.Spec od budżetu Wojciech Misiąg szacuje, że wydatki związane z emeryturami i rentami, wliczając w to zasilenie rolników, pochłoną 30% ogólnych dochodów budżetowych w roku 2001, wobec około 23% przed reformą. Oto sedno dzisiejszych kłopotów. Podobnie jest z racjonalizowaniem przepływów finansowych w zreformowanej służbie zdrowia oraz oświacie i samorządności. Wszystko to najpierw kosztuje, a dopiero z czasem przynosi efekty.Mogło być inaczej, gdyby reformy były lepiej rozłożone w czasie, już od połowy lat 90., i lepiej przygotowane. Tak się jednak nie stało. Dlatego społeczeństwo ? postawione wobec notorycznej potrzeby zaciskania pasa ? z niedowierzaniem słucha pochwał Unii Europejskiej i zapewnień rządowych, iż jesteśmy krajem gospodarczego sukcesu.

JANUSZ LEWANDOWSKI