Co stało się z pieniędzmi zainwestowanymi w spółki internetowe

Gwałtowne załamanie internetowej hossy zrujnowało miliardowe fortuny powstałe w wyniku szybkiego wzrostu kursów spółek, które miały cokolwiek wspólnego z siecią. Przy tym były to nie tylko papierowe straty. Olbrzymie kwoty w żywej gotówce przeszły od tych, którzy przegrali, do zwycięzców tej gry.

Ile to było pieniędzy? Co się z nimi stało? I wreszcie ? kto zyskał, a kto stracił na internetowym szaleństwie?Oczywiście, najwięcej środków zainwestowano w amerykańskie dotcomy, a dwa główne źródła tych pieniędzy to venture capital i pierwotne oferty publiczne.Według firmy audytorskiej PwC, inwestycje venture capital w spółki związane z internetem wzrosły ze 179 mln USD w 1995 r. do 19,9 mld USD w 1999 r. W sumie w ciągu pięciu lat venture capital zainwestował w ten sektor 26,5 mld USD. I okazuje się, że fundusze venture capital oraz ich główni inwestorzy, a więc fundusze emerytalne i bogaci Amerykanie, wcale na tym nie stracili. Tyle tylko, że zwroty z kapitału nie były już kosmiczne, a jedynie wielkie. Rzecz w tym, że fundusze te inwestowały w dotcomy na ogół tuż przed pierwotną ofertą publiczną, a po jej rozpoczęciu ich pieniądze zyskiwały 400-500%.Najwięcej pieniędzy pozyskano właśnie z IPO i później z rynku wtórnego, i te środki pochodziły już od wielkiej liczby inwestorów. Nowojorska firma analityczna CommScan obliczyła, że z pierwotnych ofert publicznych w ostatnich pięciu latach spółki związane z internetem pozyskały 75,2 mld USD, a z następnych ofert kolejne 51,6 mld USD. Jeśli do tego dodać 26,5 mld USD zainwestowane przez venture capital, to w sumie jest ponad 150 mld USD, a więc prawie tyle, ile w ubiegłym roku wyniósł produkt krajowy brutto Norwegii.Część gotówki pozyskanej z ofert publicznych nigdy nie trafiła do dotcomów. Według CommScan 5,3 mld USD pobrały w formie honorariów banki inwestycyjne z Wall Street. Jeszcze mniejszy udział spółki te miały we wpływach z rynku wtórnego. 22,6 mld USD przeszło do inwestorów sprzedających akcje. Wśród nich znaleźli się przedsiębiorcy z internetowej branży, którzy dołączyli do klubu multimilionerów i fundusze venture capital, jeśli w porę zrealizowały zyski z wcześniejszych inwestycji.Z pieniędzy, które pozyskały spółki, znakomita większość, w niektórych przypadkach aż 80%, została wydana na reklamę w celu przyciągnięcia klientów i utrwaleniu w ich świadomości znaku firmowego. Najwięcej na marketing wydały spółki działające w sferze business-to-consumer. Nowojorska firma Pegasus analizująca branżę internetową szacuje, że w ciągu jednego roku ? do czerwca br. ? dotcomy wydały na ogłoszenia i marketing 8,4 mld USD. A więc tyle zarobiły agencje reklamowe i media ? sieci telewizyjne, stacje radiowe, billboardy, gazety i czasopisma.Z pozostałych pieniędzy wypłacano pensje, opłacano czynsze i pokrywano inne koszty zawsze towarzyszące prowadzeniu firmy. Ale mnóstwo środków pochłonęła dość powszechna praktyka sprzedawania towarów i usług poniżej kosztów. Na tym skorzystali oczywiście klienci.Firma konsultingowa McKinsey odkryła, że większość dotcomów traciła pieniądze na każdej transakcji. Na przykład w czwartym kwartale ub.r. firma Etoys sprzedająca w internecie zabawki na każdym zamówieniu traciła 4,04 USD. Internetowy sklep spożywczy Webvan dopłacał do każdej transakcji 12,9 USD, a Drugstore.com, a więc sieciowa drogeria aż 16,42 USD.Tak więc z tych 150 mld USD pozyskanych z rynku dobrze zarobili dotcomowi milionerzy, fundusze venture capital, banki inwestycyjne, reklama, media, no i wreszcie każdy, kto kupował w sieci. Trochę uszczknęli też łowcy głów pomagający skompletować personel dotcomów, spółki public relations i konsultingowe, zapewniające o niebotycznych, a rychłych zyskach firm internetowych.A kto stracił? Krótko mówiąc, wszyscy ci, którzy kupili akcje bankrutujących teraz dotcomów i nie zdążyli ich sprzedać przed giełdowym krachem. ? Jest wśród nich wielu młodych, początkujących inwestorów, a zzcza ci, których ogarnęła mania day-tradingu szczególnie modna zeszłej zimy ? powiedział gazecie ?Finacial Times? Robert Gordon, profesor ekonomii z Northwestern University.Straciły też fundusze inwestycyjne i emerytalne oraz inni inwestorzy instytucjonalni. Wśród przegranych znalazły się też firmy z innych branż. Na przykład sieć kawiarni Starbucks właśnie poinformowała, że w czwartym kwartale jej roku rozliczeniowego cały zysk poszedł na pokrycie strat z inwestycji internetowych wynoszących 58,8 mln USD.

J.B.?Financial Times?